Tabletki podaję ostatnimi czasy w kuleczce z "leberki" albo pasty łososiowej dla kotów pod tytułem Tubicat. Idzie nieźle - niektórzy sami wciągają i chcą jeszcze, innym trza do paszczy wsadzić, ale plucia nie zarejestrowano.
A "czapeczki niewidki" na głowę sobie nie wyobrażam np. w przypadku potwora mojej mam: on dostaje szału na wejściu do gabinetu (weci się go boją), a po przykryciu głowy to już w ogóle jest hardcore - wyje, drapie, gryzie, kopie i generalnie robi się totalnie nieobsługiwalny; na co dzień zresztą też dużo lepiej nie jest
Felix do tej pory zwykle był spokojny, ale wiosną dał taki pokaz, że paranoja - wrzeszczał, kopał, obsikał wetkę i chyba w całej lecznicy wiedzieli, że szałowiec jakiś przyszedł; a tylko mu krew pobierali, plus w mojej lecznicy nie strzygą łap maszynką, więc w sumie powodu specjalnego nie miał.
Już się marszczę na myśl o powtórce po powrocie z letniska
