Kiedyś kotka tymczasowa, Trusia, zamknięta w mniejszym pokoju też mi "wyparowała". Obszukałam każdy kąt - nie ma. Oczywiście uznałam, że musiała się wymknąć najpierw z pokoju, a potem, kiedy wychodziłam - z mieszkania. Zaczęłam biegać po korytarzu, wylazłam na podwórze - nic, rozpacz. Zadzwoniłam do Ani, która spokojnie stwierdziła - "Kotka MUSI być w pokoju. Postaw jedzenie i wyjdź. Jak zniknie, to znaczy , ze kot jest". Tak zrobiłam, jedzenie zniknęło, uspokoiłam się. Ale długo nie mogłam odkryć kryjówki Trusi. Dopiero kiedyś leżąc na kanapie dostrzegłam, że chowa się w fotelu, który uważałam za zabudowany od dołu. Okazało się, że materiał się oddarł i kotka świetnie się tam mieściła.
Trusia miała zresztą tendencje do chowania się w nieprawdopodobne miejsca. Ludziom, którzy ją adoptowali, też zrobiła numer ze "znikaniem". Oni - jak ja - uznali, ze kotka musiała się wymknąć i przerażeni dzwonili do mnie. A ja - mądra doświadczeniem - zapewniłam ich, że kotka jest w domu i tylko trzeba dobrze poszukać... Była. Wlazła pod regał - nie wiadomo jakim cudem się pod nim zmieściła, ale wyjść już nie mogła i musieli rozebrać cały regał, żeby ją uwolnić...
