Byłyśmy u weta, do piątku ( chwilowo ) Masza będzie brać Enrotron bo panudoktoru jeszcze się troszkę nie podoba pęcherz na USG, a jak dalej zobaczymy w piątek bo wtedy czeka nas kolejna wizyta kontrolna. jedno co mnie pociesza, to to,że w piątek siora będzie w domu i jest szansa,że zgodzi się mnie zawieźć do lecznicy, bo cioci kochanej więcej nie poproszę. Wnerwa podłapałam dziś takiego,że szok normalnie. Otóż (według kochanej ciotuni ) nie dość,że skrzywdziłam Maszę pozbawiając ją podrobów to jeszcze nadal jej szkodze bo podaję zastrzyki antybiotyki i kroplówki, a tak być nie powinno. Powinnam zostawić sprawę naturze. Czyli pozwolić,żeby w ywniku zatkania się Maszeńki wyżej wspomniana umarła z powodu zatrucia toksynami z niesprawnych nerek. jasne maiuwa jasne. Naturze zostawić. Oczywiście już lecę. Przestaję kota karmić głakać i leczyć niech się dzieje co chce.Ba, co tam leczenie i kroplówki, ja ją zwyczajnie wykopę z domu pod płot niech żyje zwierzaczek w zgodzie z naturą najwyżej ją coś zeżre a jak wiemy z Animal Planet i innych kanałów edukacyjnych jest to najbardziej naturalny los dla kociego podrostka, który miał nieszczęście wychować się pod czułą acz niewprawną opieką ludzia, i ni wuja nie zdaje sobie sprawy z niebezpieczeństw czyhających w pobliskim lesie. Przysięgam wam jak tu siedzę przed lapkiem jeszcze nigdy nie byłam tak bliska naplucia ciotce w oko. Powstrzymała mnie jedynie myśl,że jakby spowodowała wypadek to kij z nia i ze mną, gorzej,że Maszy mogłoby się coś stać więć pluć nie będę, Nie wiem jak można być kretynką do tego stopnia? Wiem,że moja ciocia kochana swoich kotów nie leczy ani nie sterylizuje ale czy to oznacza automtycznie,że i ja muszę być kretynką? Coś mi się nie wydaje raczej. Można powiedzieć ,że jedynie wrodzona kultura osobista oraz setki lat naleciałości cywilizacyjnych ( a także troska o zdrowie Maszeńki ) spowodowały,że nie przegryzłam cioci podwiędłego gardziołka jednym fachowym kłapnięciem paszczy. Jeśłi ona tak bardzo chce być naturalna to -pardon so my french- niech za przeproszeniem sra w krzakach podcierając się liścmi łopucha, myje w potoczku niezależnie od pory roku, iska sobie wszy po bo co używać szamponu, sypia w ziemiance własnoręcznie wygrzebanej w gruncie, i niech przestanie sobie wklepywać w facjatę te mazidła dla nietoperzy, przecież nie masz jak natura, to co jej przeszkadzają zmarchy Aha, i niech zamiast polować w pobliskim spożywaczaku poluje w puszczy w miarę możliwości zaopatrzonej w dużą ilość wrednych zwierzątek jako to zmije, wilki ,pijawki i kleszcze. A co jak natura to natura do miauwy niespodziewanej maci. Podniosła mi ciśnienie tak,że lepiej nie mówić. Ale i tak najlepiej podsumował to kretyński potomek moich lędźwi czyli mój synus najukochańszy. Powiedział on otóż co następuje:
"_ Mamusia czym ty się przejmujesz, ważne,że Masza zdrowa a ciotce powiedz,że jak będzie korkować to niech odmówi jakiejkolwiek pomocy, bo podtrzymywanie życia jest nienaturalne. I wiesz mamusia? Szkoda,że u nas tak nie ma, bo u murzynów to wiesz, jak ktoś był już stary,że mózg się marszczy to go ciupasem wynosili za wioskę i hieny miały ubaw. Chociaż nie, szkoda hien, jeszcze by się biedulki potruły...." Mój syn jest po prostu cudowny

I kocham go nad życie

Ale na wszelki wypadek poprosiłam,żeby z tymi rewelacjami odnośnie murzynów się nie wyrywał przed orkiestrę w razie wizyty cioci. Mógłby tym spowodować jakąś na przykład średnio sympatyczną dyskusję rodzinną odnośnie wychowania dzisiejszej młodzieży.... Oraz o mojej nieudolności pedagogicznej. A ja wcale nie czuje się nieudolna, wręcz przeciwnie....
Tak, bardzo kocham mojego syna....