Czasu mi brakuje na wchodzenie na forum, wybaczcie
Wspominałam że nie udało mi się złapać do sterylki dzikich młodych kotek które się pojawiły w naszym stadzie wolnożyjących i niestety rozmnożyły się gdzieś w okolicy
Któregoś dnia usłyszałam w stodole ciuchutki płacz kociaka - przekopałam stertę gratów i znalazłam cztery ok dwutygodniowe maluszki... dwa niestety już nie żyły, trzeci w pierwszej chwili też myślałam że nie żyje ale wzięty na ręce wykazywał słabiutkie oznaki życia i czwarte kocie na granicy śmierci popiskujące cichutko
Jedna z kotek właśnie przepadła, od trzech dni przestała się pokazywać i to były jej dzieci...
Zabrałam do domu dwa żywe skrajnie zagłodzone, zaropiałe szkieletorki i zaczęła się walka o ich życie. Niestety słabszy maluszek nie dał rady i odszedł po dwóch dniach
Ostatni nadal walczy, prosimy o ciepłe myśli i kciuki za maleństwo.