Andorka, bardzo Ci dziękuję. Absurdem byłoby mieć wyrzuty sumienia, skoro zwierzę zachowuje się normalnie i jest całkiem zdrowe. Rzecz ujmując rozumowo, ja nie mogę siebie obwiniać o niedostrzeżenie gołym okiem nowotwora, bo tu nawet wyniki badań zostały zrobione i były dobre. Ale w sytuacji takiego zagrożenia, człowiek przestaje posługiwać się rozumem, zaczyna emocjami. Ja wpadłam w panikę. I ja i wetka zachowałyśmy się bardzo racjonalnie, bo sprawdziłyśmy na samym początku, czy jest potrzeba natychmiastowej ingerencji mimo stanu psa. Żeby odkryć to, co było, wetka musiałaby na wszelki wypadek, mimo katastrofalnego stanu organizmu, rozkroić ją na wszelki wypadek i to dopiero byłaby skrajna głupota i nieodpowiedzialność. Bo w lutym-marcu Fiona mogła nie przeżyć narkozy.
Ale dziękuję Ci. Zresztą po dzisiejszej wizycie jest mi dużo lepiej.
Po pierwsze rano znalazłam Fionę na kanapie

I nawet już nie raczyła zareagować na mój widok. I nie oszukujmy się, skoro dała radę wejść na kanapę, to odwrócenie głowy w moją stronę nie byłby szczególnym wysiłkiem ze strony psicy.
Po drugie, serduszko Fiony pracuje nieciekawie. Bije bardzo mocno i Fionka będzie brać lekarstwo na dotlenienie serca, wątroby i jeszcze czegoś (nie pamiętam). Ale wetka nie widzi konieczności przywożenia jej przed zdjęciem szwów, czyli 26 września

No, chyba, żeby coś się działo, ale sądząc po wynikach badań, nie powinno

Wyniki Fionki są super. Bez najmniejszych zastrzeżeń

Wetka mówi, że w ciągu 2 tygodni powinno być widać znaczną poprawę ogólnego samopoczucia Fiony. Teraz jest jeszcze obolała, ale ma brzuszek rozcięty na całej długości, bo nie można było wyciągnąć tego jajnika.
Teraz będziemy obserwować guzki na listwach mlecznych, ale wetka spodziewa się raczej, że albo nie urosną (od stycznia też nie urosły), albo nawet się zmniejszą.
Czyli dobre nowiny.
Niestety, są też już skutki uboczne. Od dzisiaj uwielbiana dotąd mięsna bozita jest bee. Za to smakuje polędwica i bekon
Zaczynam się obawiać, że prawdziwe kłopoty jeszcze przede mną. Teraz leży w kuchni. Przy lodówce. A bozita na misce w holu.

Nie, nie dam się złamać.

EDIT: z planowanego pobrania krwi na badania kontrolne Femie i Koralowi nic nie wyszło. Femka w ferworze walki zwaliła jeden transporter, który się potłukł, a Koral jest zaziębiony, ma szmery i wilgotny nosek. Zastrzyki, lekarstwa plus tabletki na stawy - prawie stówka. Pójdzie zaraza odrobić.
Koral kuleje od dziecięctwa, bo został rozjechany przez samochód. Poprzednia opiekunka dokonała cudów z jego łapką, ale wetka podejrzewa początki zmian zwyrodnieniowych. Stąd ten preparat na stawy. Koral przez cały tydzień tabletki, a w sobotę na kontrolę. Ja zamawiam transporteki i w tygodniu zawożę Burka, Femkę i Zośkę na utoczenie krwi.