Długo nie pisałam, jakoś trudno było. 1-go września odeszła Magia

. Śliczna czarnulka z Kielc. Nigdy do końca nie oswojona, a przecież chyba po kociemu szczęśliwa. Nie pozwalała się dotykać, ale lubiła siedzieć na wersalce metr ode mnie na ulubionej poduszeczce. Towarzyszyła mi w pobliżu gdy pisałam coś w necie. Nie próbowała nigdy wydostać się na zewnątrz. Chyba cieszyła się wreszcie spokojnym, bezpiecznym życiem. Odeszła prawie nagle. Chorowała półtora dnia. Początek to w południe w sobotę brak apetytu, tylko tyle lub aż tyle. Miałam jechać z nią w poniedziałek do naszego weta (złapać ją to była sztuka). W niedzielę było z każdą minutą gorzej. Pod wieczór lecznica. Kotka traciła przytomność. Morfologia - tragedia, niemal woda. Nie wyglądała na wyniszczoną, na męczoną np. ukrytą białaczką. Ale ratunku już nie było.
Żegnaj, kochana, zrównoważona koteczko[']
