takie... uspokajające.
bo tak Bogiem a prawdą
kto powiedział, że wszystko musi być po coś?
W czwartek dwóch dzielnych panów przytargało mi nową pralkę i zabrało starą. Zupełnie przez przypadek na ten wieczór zaprosiłam tatę

pogadać, wypić herbatkę.
I tak sobie siedzimy, gawędzimy
a tu oops, pralka wchodzi
tata się poczuł, zamontował.

Ale gdy tak sobie siedzieliśmy i gawędziliśmy, Milusia i Koral, na zmianę, atakowały mojego ojca w kwestii głasków. Koral to sobie nawet pozwolił wsadzić głowę ojcu w rękaw koszuli. A jak tata delikatnie chciał się od niego uwolnić, Koral go udrapnął. Dzielny koteczek. Zawsze go uczyłam asertywności.
Mówiłam: bierz, gościu, z życia, co Ci się należy, bo nikt po dobroci ci tego nie da. No i proszę, jakim jestem skutecznym wychowawcą.
Milusia natomiast gustuje w obślinianiu. Ona bowiem, jak jest jej dobrze i przyjemnie, to się troszkę ślini. Więc obśliniła rzeczoną koszulę taty.
Tata zaloty kocie zniósł dzielnie. I tylko zaliczył jedną wpadkę mówiąc, że Femcia jakby przytyła.
Ale coś na rzeczy musi być, bo wetka dzisiaj tylko spojrzała i od razu zakomunikowała, że kochanego ciałka jakby więcej.
Femci się troszkę poprawiło, bo z apetytem zjadła mokre. Chrupki wprawdzie jeszcze połykała w całości, ale to już dużo lepiej niż wczoraj i dzisiaj przy śniadaniu, kiedy nie chciała jeść nic. Do jutra ból powinien całkowicie ustąpić.
Jutro zaliczam Warszawę. Niestety, mam spotkanie w Raszynie, więc opcja pociągu odpada.