Kiedy czuję się tak, jak od dłuższego czasu się czuję, nawet zmysł obserwacji mam przytępiony (przez notoryczne zmęczenie? przez leki? przez ten parszywy smutek?)... A poza tym: z każdym spojrzeniem na którekolwiek z szarańczy ogarnia mnie jeszcze większy strach - co z nimi wszystkimi się stanie, jeśli mnie szlag trafi na amen
Psychika to jedno
(jedno wielkie bagno
), ale takie notorycznie denne samopoczucie rzuca się też na stan fizyczny, na wszystko po kolei kurka wodna... Nigdy nie byłam jakoś szczególnie przewrażliwiona na punkcie własnych chorób, w życiu nie podejrzewałabym siebie o hipochondrię - a jednak jest jak jest, jedno po drugim się we mnie sypie

Powinnam coś robić, zrobić kolejną rundkę po lekarzach, przynajmniej próbować sobie pomóc - ale tak cholernie i dokuczliwie brakuje mi siły, chce się tylko ryć nosem w poduszkę i spać, chce się tylko płakać zamiast żyć,
za dużo we mnie wstrętu i wściekłości wobec siebie, żeby chciało mi się cokolwiek ratować 
A z drugiej strony: choćbym miała nawet tylko jednego jedynego kota, jedną jedyną Królewnę - czy chcę czy nie chcę, muszę dzień po dniu przeczołgiwać się na czterech łapach i żyć, bo ona żyje - żyje i kocha mnie ponad wszystko, nie do opowiedzenia, tak jak chyba tylko zwierzę kochać potrafi... Jestem niemalże pewna, że ona nie przeżyłaby, nie dałaby rady, gdyby mnie diabli wzięli - nawet gdyby znalazł się dla niej jakiś inny dobry Dom...
Ryczę, bo brakuje mi siły na wszystko
PS. Dla wielu osób to (choroba na smutek znaczy się) do tego stopnia nieprawdopodobne, że aż śmieszne. Faktycznie, chyba trudno z boku wyobrazić sobie, że smutek może boleć tak bardzo, o wiele bardziej niż np. ząb czy głowa. W dodatku nie dziecko tak boli, tylko dorosłą, prawie 30-letnią babę
Czy jest z tego jakiekolwiek wyjście...???PS 2. A wszystkie te leki, które niby mają pomóc... Dlaczego - jak jeden mąż - zamiast powrotu do normalności oferują tylko pijany sen? Czy może są przeznaczone jedynie dla ludzi już w takim stanie, który sam w sobie wyklucza chodzenie do pracy? Czy trzeba zejść jeszcze głębiej, na jeszcze gorsze dno - żeby cokolwiek zaczęło ciągnąć w górę...?
Brakuje mi siły, chciałabym nie istnieć. Przepraszam, że wszystko to tutaj piszę.
Lisiaczku[`] herszcie nasz, nie ma nas bez Ciebie

Nunku[`] krowinko najpiękniejsza

Plupluniu głupiąteczko[`]
07.03.2019 KONIEC WSZYSTKIEGO, KONIEC MNIE: Busiunia [`]
16.05.2017 PĘKŁO MI SERCE: Żabciu najukochańszy Skarbie[`]
Maciejku[`] Buniu[`] Placuniu[`] Glamutku[`] Bidonku[`] Tadzinko[`] Gadziu złotooka[`]