Żyjemy.
Koty żyją nieźle, ja ledwo żyję
Sprzątam i karmię, karmię i sprzątam, a w przerwach łagodzę zatargi: rozdzielam, uspokajam, pocieszam, dopieszczam
Odkąd Oskar stał się śmielszy, to starsze koleżanki wciąż starają się pokazać mu, gdzie jego miejsce, czyli robią mu "falę"
Prawie każdy kot ma teraz inna dietę i muszę pilnować, żeby nie wyjadano z cudzych misek tego, czego nie wolno, bo inaczej od razu mam więcej sprzątania różnych rzeczy
Oskar na razie może jeść tyko Hill's i/d. Po RC Intestinal dostaje potwornej biegunki. Podobnie nie służy mu Panacur, który weci zaaplikowali mu, bo ponoć jest bezsmakowy. Dopiero podanie ostatnio przeze mnie Drontalu (w jedzeniu, posmarowanego masłem) pozbawiło Oskara życia wewnętrznego w postaci tasiemca, który mimo Panacuru miał się nieźle, a nawet bardzo dobrze.
Poza tym okazało się (dzięki

zasikanej kołdrze), że Oskar ma także problemy z pęcherzem (co w jego sytuacji właściwie nie powinno dziwić), a także okazał się zapchlony, co mnie zaskoczyło, bo myślałam, że podczas pierwszej wizyty wetka zastosowała coś przeciwpchelnego. Tak więc leczymy się na wszystko, co możliwe.
Oskar nadal nie pozwala się do siebie zbliżać - no, chyba, że na niego nie patrzę. Gdy popatrzę na niego, od razu ucieka pod fotel.
W związku z tym ciekawie przebiegło odpchlenie Oskara. Zapędziłam go do łazienki, którą dokładnie zdemolował, próbując przejść na drugą stronę lustra

Złapałam go wtedy, żeby nie rozbił sobie głowy i zarobiłam piękne ukąszenie na wierzchu prawej dłoni

Ostatecznie Oskar został zablokowany za pralką, gdzie leżał grzbietem do góry, warcząc na mnie. W tej sytuacji nie zostało mi nic innego, jak nachlapać na Oskara Frontlinem

Niezadowolone warknięcie potwierdziło, że Frontline trafił w cel i Oskar na drugi dzień po odpchleniu, czyli w niedzielę, wreszcie przespał spokojnie prawie cały dzień, bo nic go nie żarło.
Oskar już dawno wyprowadził się z łazienki - przebywanie w niej było przecież poniżające
Teraz Oskar sypia na kocykach na szafach, tarza się na kanapie, szaleje z zabawkami, poluje na koleżanki i drapie drapak, jak stary fachowiec

Uwielbia zapach kocimiętki
A w sobotę udało mu się uciec do ogródka (dzięki Kropci, która otworzyła okno

), do którego na razie go nie wypuszczałam, a który ciekawił go przeokropnie. Oskar obiegł teren na około dwa razy, próbował wejść na tuję, z której zleciał (nie jest już chudy

), a ja patrzyłam na to wszystko w stanie przedzawałowym, bo bałam się, że spróbuje uciec. Gdy zaszył się pod tujami, przy płocie, nie wytrzymałam nerwowo i wybiegłam spróbować go zagnać z powrotem do mieszkania. Nie widziałam, gdzie dokładnie siedzi, więc zaczęłam od samego brzegu. Tymczasem Oskara nie było

Zrobiło mi się słabo, jakkolwiek byłam pewna, że nie był w stanie przedostać się na drugą stronę. Poszłam więc z powrotem do domu i na progu zobaczyłam ślad ubłoconej łapki. Weszłam więc do środka i ujrzałam Oskara, siedzącego na szafie, z miną winowajcy
Tak więc Oskar wybrał niewolę
Poniżej album ze zdjęciami z ostatnich paru tygodni. Robione komórką nie są zbyt wyraźne, ale pokazują, jak teraz żyjemy (nadal bez mebli kuchennych, które mimo kryzysu robią się dwa miesiące i bez drzwi szafy w przedpokoju, które będą już wkrótce, na szczęście).
Jednym z czarnych kotów na zdjęciach jest Oskar (uszka postawione na sztorc), a drugim jest Pumcia, uszka leżące i spora tusza, bo ostatnio Pumcia stała się żarłokiem, budzącym mnie brutalnie (skakanie po mnie, deptanie, przewracanie mnie z boku do pozycji na wznak, lizanie, podgryzanie) każdego dnia od 4.30, w celu wymuszenia śniadania
http://mkbg1.fotosik.pl/albumy/743188.html