Byliśmy rano u weta. Nie jest dobrze. Mały ma 41 stopni gorączki. W drodze do weta zrobił trochę rzadkiej kupki i miał upaprany tyłeczek. Nadal po troszeńkę wymiotuje.
Został nawodniony, Dostał antybiotyk, witaminy, tolfę. Testów i tak w lecznicy nie ma. W Trójmieście nie jest jak w Warszawie.
Stan ogólny jak na taką temperaturę i tak nie najgorszy. Mruczy, wystawia brzuszek do miziania. Nie był bardzo odwodniony.
Na razie nic dzisiaj do pysia nie dostanie żeby nie prowokować wymiotów. Będę go po trochu jeszcze nawadniać.
Myślę o czymś od razu zapobiegawczo TFX?
Zobaczę jak zareaguje na antybiotyk i tolfę. Nie chcę myśleć o najgorszym.
Jutro znowu do weta.
Kurczę, przecież on jest u mnie już ponad trzy tygodnie, teraz by się coś wykluło? Może stres po odejściu Calineczki osłabił go i uaktywnił jakieś świństwo?O Calineczkę teraz też zaczynam się martwić
