» Sob sie 08, 2009 18:47
I to, Ewuś, też mnie doprowadzało do szału - że ten zawód, jak żaden inny, kształtuje w nas bezustanne poczucie winy. Jesteś winna, bo uczeń nie zdał matury, zaklnął, zachował się agresywnie ("na pewno nauczyciel sobie zasłużył"), bo nie radzi sobie z przedmiotem, bo jest leniwy ("masz spowodować, by stał się pracowity"), bo nie chcesz pracować społecznie, bo..., bo..., bo...
Na studiach byłam osobą znającą swą wartość - teraz jestem rozdygotanym kłębkiem chodzącego poczucia winy i wyrzutów sumienia. Nigdy i nigdzie nie nabawiłam się takich kompleksów jak w pokoju nauczycielskim, na radach pedagogicznych, czy gabinecie "władzy". Polski system oświaty wciąż ma przed oczami obraz zmarzniętej, głodnej lecz rozmiłowanej w społecznikostwie Stasi Bozowskiej i kto nie przystaje do tego wzorca znaczy się - jest malkontentem.
Powtarzać będę do upojenia - pracować z młodzieżą mogę następne 60 lat, bo naprawdę swych uczniów lubię i nigdy nie popadam z nimi w konflikty, ale w tym systemie nikt mnie do owej pracy nie zmusi na dłużej niż to konieczne. Nie odejdę już, teraz, zaraz, natychmiast, bo nie zamierzam prezentować "fuszerki" w nowym zawodzie. Ale uczynię to zaraz po tym, jak poczuję się pewnie w kolejnym "wcieleniu".
I gwiżdżę na kwestię wakacji oraz ferii. Chcę mieć pieniądze, by móc pomagać kotom i brać tymczasy, a raz do roku zobaczyć wreszcie ciepłe morze. Jak cywilizowany obywatel Europy.