» Wto gru 18, 2012 21:06
Re: wspólne życie - OPOWIEŚĆ WIGILIJNA
Wieczorem pierwszego dnia świąt siedzieli przy stole. W pewnym momencie ona zapytała:
- Słuchaj, a to kot czy kotka?
- A skąd mam wiedzieć? - Zapytał lekko zirytowanym głosem.
- No to może pójdziemy do weterynarza, to nam powie. A przy okazji zobaczy, czy zdrowy.
Wybrali się zaraz po świętach. Ona nie miała lepszego pomysłu, więc zawinęła gościa szczelnie w kocyk i mocno przytuliła. Na szczęście do weterynarza nie było daleko, a gość był spokojny.
Doktor stwierdził, że chłopczyk, że zdrowy i ma z pół roku. I że zadbany, zdecydowanie chowany w domu. Może komuś uciekł.
Wrócili do domu i zaczęli pukać po sąsiadach. Potem porozwieszali ogłoszenia po okolicy, bo przecież może ktoś go szuka i się martwi.
W międzyczasie zaczęli mówić do niego po imieniu, Tygrysek. W międzyczasie on zaczął z nimi spać i chodzić za nią jak cień.
Kiedy po dwóch tygodniach nikt poszukujący i zmartwiony się nie zgłosił, ona odetchnęła z cichą radosną ulgą. I zagaiła bardzo zmartwionym głosem:
- Zobacz, nikt go nie szuka. Biedactwo. To co teraz?
Pan popatrzył chwilę na śpiącego pod choinką gościa.
- No przecież go nie wyrzucisz, niech tu sobie pomieszka jakiś czas.
I tak zamieszkali we trójkę. Na jakiś czas.
Ale czegoś brakowało. Nie było imienia. A przecież, żeby być, trzeba mieć imię. Nazwali go Tygrysek. Bo taki bury i pręgowany, jak tygrys.
Tygrysek był bardzo miły, grzeczny i zabawny. Fajnie bawił się z nią w chowanego i lubił ganiać za sznurkiem. W ciągu dnia spał na fotelu. Zanim się położył musiał odbyć swój rytuał. Jak każdy przed snem.
Dwa kółeczka w lewo, dwa w prawo i przytup. I znowu, dwa kółeczka w lewo, dwa w prawo...Śmiała się z niego:
- Ale ty się kitłasisz ...

