Wiecie co? Ja myślę, że Qua wie, że nie ma bardzo dużo czasu

to głupio brzmi ale całe jego zachowanie, noo trochę tak jakby chciał żyć intensywniej.
Niestety robi się coraz chudszy. Nie działa mi waga (zgubiliśmy baterię) więc nie wiem ile waży ale teraz niewiele różni się od tego kotka, który do mnie przyjechał

Straszne to jest i napawa mnie okropnym lękiem. W sobotę zrobimy badania krwi.
Ostatnio znowu szybciej się odwadnia, bez kroplówki jest ok tak ok 1,5 dnia. A poza tym humor szampański a na muchy w Quazarkowym nosku nie trzeba długo czekać, one pojawiają się niemal automatycznie, teraz, zaraz, natychmiast jak wydarzy się coś nie tak. Wczoraj pojawiły się po kroplówce. Nabzdyczony, obrażony Patisonek z wielce buńczuczną miną poszedł mieszkać pod fotelem. Mając go w nosie poszłam spać... pojawiła się Wieruszka, która świetnie sprawdziła się jako poduszka

Niestety w pewnym momencie poszła sobie i zostałam sama. Duże łóżko, mogłam się rozpychać, do woli wiercić, bo nikt na mnie nie siedział, no szok. A rano jak się obudziłam coś mi nie pasowało, pogładziłam Qua, poprzytulałam go i znowu zasnęłam. Kiedy otwierałam drugi raz oczy uświadomiłam sobie, że chłopaka to chyba tutaj być nie powinno ale jak widać On ma słabszy sen niż ja i muszki wyleciały a do Dużej trzeba się poprzytulać. Jak się bardziej obudziłam królewicz na mnie nakrzyczał, że On chce jeść podjadł sobie i poszedł spać na fotel. Przed wyjściem jeszcze go wymiętosiłam, wycałowałam, On upolował straszne potwory, okropne zwierza na plastikowym patyczku, humor szampański, pomimo moich gróźb, że ja najbardziej na świecie to lubię jeść różowe noski. Noska nie zjadłam, bo nosek schował się pod fotelem w celu uniknięcia podania leków. Będę musiała zmienić taktykę tak żeby nie mógł wiedzieć kiedy podamy mu lekarstwo.
No i wczoraj próbował też pójść i pozwiedzać klatkę schodową. Nie dałam mu a co się łajdak będzie szlajać
A w ogóle wczoraj była u nas sąsiadka strasząc nas Strażą Miejską, że psiska szczekają. Kurcze ostatnio kupiliśmy im nawet obroże antyszczekowe i myśleliśmy, że nie ma problemu, bo nikt nic nie mówił ;/ rozumiem ich świetnie bo taki szczekający pies może utrudnić życie jak się siedzi cały dzień w domu, ale z drugiej strony to mam duży żal, że zamiast przyjść i na spokojnie porozmawiać to robią awantury. Przecież zawsze można się jakoś domówić, coś wspólnie ustalić. Wiem, że były okrese że było spokojnie (ale to od innej sąsiadki tzn. sąsiadki z innego kierunku zamieszkania). Zwłaszcza, że często bardzo mocno koloryzują. Kiedyś moje psy szczekały jak była burza.. w tym czasie mama siedziała w domu. Innym razem ujadały cały dzień, a wtedy były same godzinę. Ech tak się musiałam wygadać.