Dziewczyny macie większe rozeznanie w forumowych tymczasach, więc poproszę o pomoc.
Odebrałam dziś telefon z bardzo fajnego domku, ale z kilku powodów nie dla Bąbla. Jednak ponieważ domek brzmi bardzo obiecująco to szkoda go "wypuścić" z rąk

. Dzwoniła synowa pani, dla której miałby być kot, ale oczywiście decyzja jest teściowej, na wizytę PA pełna zgoda, przyszła właścicielka miała kotkę 17 lat, świadoma leczenia, szczepień itp. Dlaczego uważam, że dom nie jest dla Bąbla? Po pierwsze byłby jedynakiem, po drugie Pani odzyskuje sprawność po wypadku/leczeniu (nie dopytywałam), fizycznie wraca do zdrowia, ale psychicznie czuje się samotna, po śmierci kotki nie ma motywacji, żeby coś zrobić, czasem nawet wstać, bo wiadomo - nie musi. Ostatnio powiedziała synowej, że tęskni za kocim towarzystwem. Chciałaby kota proludzkiego, megamiziaka, gadułę, naręcznego, upierdliwego, lubiącego zabawę i bardzo absorbującego. Bąbli jest i gadułą i przytulakiem, ale tylko jak chce, poza tym zdecydowanie woli się przytulać do czterołapnych niż dwunożnych. Dlaczego uważam, że dom jest bardzo obiecujący? Powody poniżej:
- kolor, rasa są bez znaczenia
- płeć nie gra roli
- wymagania co do wieku - kilka lat, wystarczy żeby był aktywny, lubił się bawić, nie kociak nie senior
- synowa i syn po sąsiedzku
- doświadczenie kocie
Dwa zdania szczególnie mnie do tego domku przekonują. Po pierwsze, kiedy pani powiedziała, że chciałaby jeszcze tylko, żeby kot był zdrowy a ja zaczęłam ją uświadamiać, że kot może zachorować w dowolnym momencie, usłyszałam "ale mnie chodziło o to, żeby tak na wejście, żeby go od razu lecznicą nie stresować. Za leczenie swojego szczura zapłaciłam trzy razy tyle ile za niego, więc że zwierze choruje i że to są koszty to ja wiem". Potem, kiedy wyjaśniałam pani co zawiera umowa adopcyjna, przy punkcie, że kot w razie "końca świata" może wrócić do DT, żeby nigdy nie trafił na ulicę czy do schronu, spotkałam się z żywym oburzeniem. Dobitnie usłyszałam, że w razie "końca świata" rodzinny kot trafi do niej i nigdzie nie będzie wracał. Dodam jeszcze, że syn i synowa mieszkają po sąsiedzku.
Pomocy! Znacie kogoś z Warszawy/okolic kto ma namolnego, upierdliwego gadułę do wydania? Takiego co człowieka zamęczy na śmierć? Urodzonego proludzkiego jedynaka co na ręce sam włazi i ciężko się go pozbyć?

Fajny domek czeka
