Oooo.


I On jeszcze wtedy miał jajca, więc w skrzyni na pościel obeszczał skrupulatnie poduszkę. Nie było sensu prać. Wyrzuciłem.

Maruda miał szlak przetarty. Przyszedł, znalazł wejście i tyle go widziałem. Wyciągnąłem tego kloca na siłę. A dziś...
Leżę sobie, leżę i umieram se, bo grypsko. Naraz jakieś cielsko ryje mi się pod bok. Albercik? Odik? Gabaryt jakby nie ten! Paczam, paczam i co ja paczam?! Wielki facet w gęstym futrze i białych getrach! Don Corleone po prostu! Maruda!? Maruda! Mruczy jak traktor i pieszczot żąda!
Jak dobrze kocie, że dojechała reszta. Bo trzy tygodnie temu to przywiozłem tylko dupę z uszami i wytrzeszczem.
-To do wyrka kiedy?
-No weź. Postaraj się jeszcze troszkę. Buzi może najpierw...