Wróciłyśmy przed chwilą razem z seniorką do domu.
Jest nafaszerowana lekami - wygląda jak zombi i prawie nie kontaktuje...
Ale żyje a to najważniejsze
Trwało tak długo bo po wybudzeniu niestety nadal miała ataki i musiałyśmy zostać w lecznicy, nie wiadomo było czy nie będzie konieczne wprowadzić ją znów w śpiączkę

Na szczęście leki w końcu zaczęły działać i ataki są coraz rzadsze i słabsze - teraz właściwie już tylko się trzęsie i ślini
Lecę teraz zająć się zwierzkami, cały dzień mnie nie było...
Jezu jak zimno - na dworze -10 a w domu zaledwie 14 stopni bo rano nie odpalaliśmy pieca (nie można go zostawić bez dozoru)
