A teraz o następstwach dziur w palcu.
Lekarka wypisując mi antybiotyk jednocześnie wypełniła zgłoszenie do sanepidu w związku z pogryzieniem przez zwierzę...

i kiedy jechałam do notariusza sanepid do mnie zadzwonił (
"dzień dobry pani Ewo, to o panią chodzi?", bo sanepid to nasz klient

)- , wypełniłam telefonicznie ankietę, podpisałam po powrocie od notariusza, ale w związku z pogryzieniem zgłoszenie poszło dalej - do inspektoratu weterynaryjnego - za dwa dni telefon, ze pani przyjdzie kota obejrzeć, więc zaproponowałam, że kot przyjedzie obejrzeć panią. Kot zadowolony - każda przejażdżka jest dla niego atrakcyjna

Na miejscu
"o, dzień dobry Pani Ewo, to ten winowajca Panią ugryzł?" - żona klienta. Chyba mam problem z prywatnością
Kot obejrzany, wygłaskany, protokół podpisany - następna wizyta w poniedziałek, a ostatnia koło 20 czerwca. Nie jesteśmy wściekli (ponad normę).
Jako że Echo coś kichał zabrałam do też na wizytę - charczał przy tym jak to on, koncertowo. Dał się osłuchać, obejrzeć, zmierzyć temperaturę. Dostał antybiotyk w zastrzyku i coś wykrztuśnego na wszelki wypadek. Następne zastrzyki po pięciu dniach, kiedy pojechałam z Kotkiem na kroplówkę. I stało się coś dziwnego.
.
.
.
.
ECHO NIE CHARCZY.
Nie wiem jak to się stało, kiedy zaczęło się to charczenie brał dwie serie antybiotyków, leki wykrztuśne - i nic nie pomogło. A tu jak ręką odjął. Aż mi się dziwnie zasypia bez tego charczenia. Cuda panie, cuda!