Byli my u tego ludzkiego weta - alergologa
To tylko w Polszcze możliwe są takie jaja
Pani doktor przyjechała godzinę później, bo pani pielęgniarko-sekretarka nie zadzwoniła do niej, że pacjenci czekają.
A pani dr już nie pracuje, bo złożyła wypowiedzenie
(jak przekładali nam termin 19.04, to pani w rejestracji powiedziała, że ŻADNEGO lekarza w tym terminie nie będzie i mnie coś tknęło, że strajki, albo inszy bunt) - to jest Poradnia w Szpitalu Uniwersyteckim
No więc w końcu, jak pani dr dotarła (b. fajna pani), to zrobiła super dokładny wywiad i to by było na tyle - z prostego powodu - nie pracuje, to nie przybija pieczątek
Więc zostałyśmy ze stwierdzoną astmą, ale bez leków, bo recepty wypisać nie może, tzn. wypisać tak, ale nie ma jej kto podbić.

Ludziska, można umrzeć ze śmiechu
(albo ataku duszności) w tem szpitalu
Poszłyśmy się zapisać na jakieś badanie, co jeszcze ma byc dorobione, ale już zarejestrować na następną wizytę się nam nie udało, trzeba telefonicznie, bo nie wiadomo JACY lekarze JESZCZE pracują
Powiem, że nawet mnie to wszystko nie zdenerwowało, bo wkurzona byłam głównie na babona, który rozmawiał w wąskim korytarzyku - poczekalni przez komórkę, wielokrotnie, głośno i z dużą przyjemnością, pokazując nam, jaka z niej jest zapracowana biznes-woman, tudzież dobra Matka.
Równocześnie jej mały synek (bardzo fajny chłopczyk) czytał na głos książeczkę, troszkę dukając, bo to pierwsza czytanka, czy cuś.
Było super.
I o ile słuchanie dukania o Cudaczku było naprawdę przyjemne, o tyle szalone rozgowory mateczki doprowadzały mnie do białej gorączki.
Myślałam przez chwilę, czy wzorem Patmol nie podejść i nie poprosić, żeby wyszła za węgieł, pogadac w pustym korytarzu, ale machnęłam ręką - widziała, że robiłam tak ja [size=85](bo do mnie dzwoniono) i inne osoby - i jakoś wniosków nie wyciągnęła.
A bałam się, że zamiast zrobić to miło, uprzejmie i z ciepłym uśmiechem na twarzy, warknę "zamknij się durna babo wreszcie, w dupie mamy twoje nie cierpiące zwłoki sprawy" - i to by dopiero było fajne

[/size]
A na koniec mały smaczek - szłyśmy w zaparte
(ja szłam, bo moje dobre dziecko nigdy nie kłamie), ze to na pewno nie alergia na kota, bo w listopadzie, jak robiłyśmy testy, żadnego kota jeszcze nie miałyśmy (Loki jest od czerwca

), bo kota mamy dopiero od marca (Caillou

)
Chciałam, żeby się pani dr nie skupiała na kocie
(jeden został przemyślnie ukryty
w zeznaniu) tylko na innych potencjalnych przyczynach duszności.
Ale pani dr, nie w ciemię bita powiedziała, że wystarczy, że się stykała z kimś kto ma kota, no i już nam argument wytrąciła z ręki.
Hmm, następnym razem pójdę na całość i zaprę się kotów całkowicie
Generalnie dzień pełen dobrych wrażeń i chichrania.
Mieszkam w Polsce, mieszkam w Pooolsce
mieszkam w Pol, Pol, Pol, Pol, Poooooooooooooooolsce!
kocham tę moją Ojczyznę, chętnie za nią krew przeleję, ale nie za organizację służby zdrowia
A najbardziej szkoda, bo pani dr zrobiła na mnie bardzo dobre wrażenie
(tylko dlatego przyznałam się w ogóle do jakiegokolwiek kota i to od marca, a nie od wczoraj na przykład), szkoda, że nie będzie nas leczyć
Ale się uchichra nasza lekarka pierwszego kontaktu, jak znów przyjedziemy po recepty na leki i opowiemy, że alergolog ze Szpitala nie mógł ich nam wypisać, bo już nie pracował, jak nas przyjmował
