Dzisiaj Enterka zabrałam na podwórko. Oczywiście w szelkach, które już całkiem lubi i na smyczy. U mnie jest taka studnia wewnątrz kamienicy. Żadna głośna ulica, żadnych ludzi właściwie, o ile ktoś akurat nie wychodzi z domu. Ot - trochę zieleni, piaskownica, ławka... Nie szłam nigdzie dalej, wyszliśmy tylko tam. Tak skubany wystawał mi i miauczał pod drzwiami, że myślałam, że chce, że będzie się cieszył, łaził po trawie i murku... A co mój odważny i skory do wypraw kot zrobił, gdy tylko usiadam na ławce? Ano wskoczył mi na kolana i schował głowę w zgięcie mojego łokcia. I udawał, że nie ma kota. Bał się wyraźnie. Nie chciał spacerować, drżał. No to wróciliśmy do domu, spacer miał być przecież frajdą, a nie stresem... Już na klatce kot odżył

