to przyjedz na herbatke ziołową
91
- Słucham ? – mruknął duży, gruby, czarny kot uprzejmie uchylając klapkę w wejściowych drzwiach i uśmiechnął się do Miauliny.
- Wszystko w porządku ? – zapytała z troską w głosie szara kotka, a czarny kot poruszył wąsami.
- Chyba tak ...- odpowiedział po chwili wahania. – Może dodaje do kawy trochę za dużo śmietanki, ale ogólnie... nie widziałem żadnych kulek futra, ani żeby podjadała mi chrupy...
- Więc przebieg jest normalny – powiedziała Miaulina – o ile coś takiego w ogóle można nazwać normalnym.
Oba koty bezszelestnie weszły na górę po drewnianych schodach z rzezbioną poręczą. Drzwi do sypialni Pacynki były jeszcze zamknięte, więc czarny kot i Miaulina rozsiedli się na balkonie nadstawiając grzbiety słonecznym promieniom.
- Właściwie – powiedziała Miaulina przeciągając się – chciałabym zamienić kilka słów z twoją panią. Dowiedziałam się, że od czasu do czasu pisze jakieś drobiazgi do „ Plotki Złociejowskiej” i wpadł mi do głowy pewien pomysł...
- Dzień dobry – mruknęła Pacynka stając w drzwiach sypialni. – Oddałabym pół życia za dzień bez pomysłów.
Miaulina uśmiechnęła się i otarła się o nogi Pacynki, jak gdyby była najzwyklejszym w świecie kotem.
- Doskonale to rozumiem – odparła wskakując na kuchenne krzesło. – i gdyby nie waga problemu dałabym pa...dałabym ci odpocząc. Ale...
Pacynka westchnęła z rezygnacją i przystąpiła do przygotowywania sobie śniadania.
- Śmietanki ? – rzuciła w stronę Miauliny, a kotka mile podziękowała.
- Dla mnie jak zwykle – przypomniał duży, gruby, czarny kot.
Zapachniało kawą i tostami. Miaulina z gracją opróżniła talerzyk i taktownie zaczekała, aż Pacynka skończy jedzenie
- Słucham – powiedziała Pacynka nie mogąc pozbyć się wrażenie, że wszystko jej się śni, a fakt jedzenia śniadania w towarzystwie gadających kotów był absolutnie zbijający z tropu.
- A więc – zaczęła kotka – dzisiaj rano przypomniało mi się, że...
Pacynka wstała i sięgnęła po gruby notes.
- Powoli – poprosiła – dobrze ?
Miasteczko powoli zapadało w sen. Na kocich łbach rynku echem odbijało się stukanie pazurów służbowego psa i melodyjne pogwizdywanie komendanta, który od jakiegoś czasu nie mógł rozstać się z „La donna e mobile”. Jedno za drugim, powoli gasły okna i tylko jedno malutkie, okrągłe, wysoko pod dachem połyskiwało niby kocie oko.
Komendant uśmiechnął się w stronę okna i powoli poszedł w stronę domu.
...Babcia Tekla wsunęła nogi w kraciaste pantofle i podeszła do okna. Z odległego, ukrytego za lasem pastwiska dolatywało senne porykiwanie krów, a gdzieś jeszcze dalej, przejechał pociąg.
Miaulina obudziła się w swoim koszyku i rozpoczęła poranną toaletę.
- Zaraz, zaraz, jaki to mamy dzisiaj dzień ? – zastanowiła się Babcia Tekla.
- Słoneczny i miły - mruknęła Miaulina. – Bez deszczu. Idealny, jeśli chodzi o mnie.
Babcia Tekla potrząsnęła głową.
- Nie, nie, nie o to mi chodzi....Dzisiaj...Chyba jest jakiś szczególny dzień, ale...
Miaulina rzuciła wymowne spojrzenie na pękatą butelkę z napisem GINGKO. ŻEGNAJ, SKLEROZO i Babcia Tekla kapnęła parę kropli na kostkę cukru, possała ją chwilę, ale niczego nie mogła sobie przypomnieć, prócz tego, że w tym dniu musiało wydarzyć się cos szczególnego.