
Kiedy przyjechała do mnie, była skołtuniona, brudna, miała pchły i ruję



Teraz właśnie siedzi mi na kolanach, na które sama wskoczyła. Jest rozluźniona, rozmruczana, grucha i zagaduje, miłośnie patrzy mi w oczy. Trudno mi pisać, bo opiera głowę na mojej prawej ręce i nie chce leżeć inaczej, chociaż wciąż podskakuje, kiedy stukam w klawisze.
Jest przesłodkim kotem.
Kołtunów nie ma, jajników i macicy nie ma, nie ma też zepsutego zęba i kamienia nazębnego

Jest śliczna.
Czas na nowy dom...

