Wczesną wiosną zeszłego roku złapałam do sterylizacji jedną z moich ulicznic - Mamcię. Mamcia zawsze była dzika i nigdy nie podchodziła do karmienia, obserwowała mnie zawsze bardzo uważnie.
Dlaczego o tym piszę - za chwilę
Kotka pojechała na noc do tymczasowego domu. Podobno - kiedy pan domu wrócił w nocy do domu, zastał kotkę kompletnie spanikowaną, więc ją ... wypuścił na dwór.
Były wtedy bardzo silne mrozy, teren kompletnie nieznany kotce, po drugiej stronie miasta. NNieduże osiedle stojące w polu. Wszystkie okna piwniczne pozamykane. Jedynie nieopodal rozwalająca się szopa, w której już rezydowały dwie kotki w ciaży.
To także po drugiej stronie miasta ode mnie.
To co ja przeżyłam, to moje.
Dałam ogłoszenie do GW, z miki i jej mężem pojechalismy tam i okleiłyśmy ogłoszeniami wszystko, nawet kościół.
Za wycieraczkę KAŻDEGO samochodu wetknęłam ulotkę.
I nic - cisza. Minął tydzień duzych mrozów.
Dzięki Juli wybrałam się tam jeszcze raz ( nie mam samochodu )
Chciałam dokleić ogłoszenie.
Ponownie wchodzę na malutki parking, wychodzę z niego i słyszę miauczenie, takie delikatne. Szczerze mówiąc myślałam, że to Juli próbuje wywołać kotkę, Juli była poza parkingiem, więc zaczełam do niej szybko iść, bo miałam nadzieję, że coś zobaczyła.
Wtedy miauczenie stało się głośne i przeraźliwie smutne. Takie rozpaczliwe wołanie. Wróciłam na parking, bo przestraszyłam sie, ze jakiś kot sie wkręcił w silnik. Podchodzę do samochodów - cisza, odchodzę - miauczenie.
Uklękłam

przed samochodami i zaglądam pod nie.
Widzę schodzące dwie szare łapki, potem następne dwie. Myślę, ok - schodzi, nic się nie stało, ale to nie Mamcia, bo ona jest biało-czarna.
Niemniej klęczę dalej - coby zobaczyć, czy kot cały.
I widzę szczęśliwe oczy Mamci
A nigdy do mnie nie podchodziła, teraz zaś sama mnie zauważyła i kiedy zaczęłam jej znów znikać, chyba bardzo chciała mnie tym rozdzierającym miauczeniem zatrzymać.
Nie bedę dalej sie rozpisywać, bo to, co było później to kolejna opowiesć.
Skończę tylko tak Mamcia została moim 5 kotem. Z wyprawy przyjechała z połamanym ogonem, odmrożonymi nerkami, potem dostała krwotoku.
Leczenia było sporo, wszystko sie udało, a kazdej nocy moja dzika Mamcia ( kiedy już lepiej się czuła ) siadała przy moim łóżku i wpatrywała się we mnie godzinami. No i wypatrzyła sobie domek
Nie trać nadziei, bądź cierpliwa - musi sie udac, bo teraz on jest zdany tylko na Ciebie.
Druga rzecz- moja znajoma znalazła kotkę po 8 miesiącach poszukiwań

- ogłoszenia, ulotki, nawet jasnowidź. Wczoraj dzwoniła, muszę dzisiaj dowiezieć się o szczegóły
Zatem - gazeta, ogłoszenia na sklepy, szkoły itd, KONIECZNIE pogadaj z okolicznymi karmicielkami i zostaw im swoje namiary ( w TOZie powinien być choć fragmentaryczny spis ) i chódź po ulicach.
I nie poddawaj się - Serdeczne kciuki