» Pt wrz 06, 2013 18:51
Re: Opowieści Mopika
To ja, Mopik. Ponieważ Duży bezczelnie ostatnimi czasy przejął mój wątek (w końcu to "Opowieści MOPIKA", czyż nie?!) postanowiłem przedstawić swoją wersję wydarzeń.
Tak, owszem, schowałem się do środka fotela. W końcu głupi nie jestem, już ja znam te jego miny i reakcje. Od razu wiedziałem, co się szykuje. Wyciągał mnie stamtąd 20 minut, klnąc okrutnie i obiecując sobie, że nigdy więcej nie wpuści mnie do dużego pokoju gdy będzie kolejna wizyta u lekarza.
Kiedy już straciłem swą kryjówkę, to owszem, dygotałem ze strachu. Ale jednocześnie głośno... mruczałem. Słyszałem, że to działa uspokajająco - coś w rodzaju autosugestii "jest mi dobrze, jest mi dobrze".
U lekarza było... dziwnie. Na szczęście nie ogolili mi brzuszka, a tylko wysmarowali go całego jakimś dziwnym lepkim świństwem. Duży w białym fartuchu jeździł mi po brzuszku takimś czymś. I co jakiś czas mówił:
- Wątroba najzupełniej w normie.
- W jelitach nic niepokojącego nie widzę, żadnych guzów, czegokolwiek.
- Nerki wręcz podręcznikowe - rozmiar, żadnych cyst, zmian.
- Śledziona bez żadnych zmian, wymiary w normie.
- A pęcherz? - zaciekawił się mój Długi?
- Hmmm... gdzie on ma pęcherz? Dziwne. Nic nie widzę... o, jest. Ale praktycznie pusty, więc ciężko coś stwierdzić. Kamieni nie widzę, piasek? Możliwe, ale pewności nie mam. Kiedy ostatni raz sikał?
- Rano.
- Niemożliwe! Przecież pęcherz jest niemal pusty?
Długi zajrzał do transportera i cóż, moja wstydliwa tajemnica się wydała. Nic nie poradzę, ja tak mam i już. Zsiusiałem się. Zresztą potem na stole udowodniłem, że jelitka faktycznie mam w porządku. Ze to mało eleganckie? No cóż, a elegancko jest maltretować kota przez niemal 2o minut?
Potem obaj Duzi zaczęli rozmawiać. Ten drugi Duży powiedział, że to jakaś choroba autoimmunologiczna, ale jej nazwy nie podał, bo podobno ona się nie nazywa (!). Mój Długi miał minę z gatunku "hmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmm". Drugi Duży twierdził natomiast, że w swej karierze miał parę razy styczność z takimi przypadkami i kuracja sterydowa dawała zawsze dobre efekty. I ile te sterydy brać? Minimalną dawkę do końca życia. Czyli jeszcze jakieś 5-7 lat, bo tyle żyły tamte koty od momentu diagnozy (tyle, że nie były tak młode jak ja). A przekraczająca normę keratynina - to ponoć efekt dłuższego jedzenia za mało. Że niby organizm spala wtedy mięśnie i a keratynina to ponoć efekt tego spalania. Bo mocznik mam jak najbardziej w normie, a same nerki też nie wyglądają podejrzanie.
Krótko mówiąc mam nadal brać ten steryd i w połowie września na kontrolne badania krwi. I to by było na tyle.
Na korytarzu sptokałem dużą z dwoma małymi kociętami, w tym jedną prześliczą srebrną kotką. Podobno jakieś bezdomniaki na tymczasie). Zapytali mnie czy chcę koleżankę ale BARDZO zdecydowanie dałem do zrozumienia (sycząc i waląc łapą w kratę), że choć kociątko ładne, to jednak najlepiej żeby było ładne jak najdalej ode mnie. Długi sobie westchnął, ale cóż - nie będziesz miał kota cudzego przede mną! I tyle.
W drodze do domu Długi mruknął mi do ucha, że nie jest tak całkiem przekonany do "choroby bez nazwy", która dość często występuje, skoro na oko 35-letni Duży już parę razy miał do czynienia, więc się będzie jeszcze konsultował i poszuka w necie i w ogóle "coś mu tam śmierdzi". Mam nadzieję, że nie mówił o tym, co zrobiłem w transporterze.
W domu rzuciłem się na jedzenie, a Długi dumnie postawił obok mnie jakieś dziwne pudło, które zamruczało i... zaczęłą ciec z niego woda. Ojejku! BYłem zafascynowany - podchodziłem nieco przykurczony (bo moze to ugryzie albo co....), niuchałem, pacałem lecącą wodę łapką. Długi zasugerował, że to służy do picia, ale przyznam, że mnie nie przekonał do tej koncepcji. Przynajmnien na razie.
No, będę kończył, bo mam dużo zajęć. Muszę coś przekąsić i jeszcze wylizać cały brzuszek z tego świństwa, którym mnie wysmarowali. Tego się nie robi kotu.
Pa.
Ostatnio edytowano Pt wrz 06, 2013 18:57 przez
Lifter, łącznie edytowano 1 raz

Ludzie, którzy nie lubią kotów, w poprzednim życiu musieli być myszami.