Wróciliśmy. Pinelli miał zrobione dwa zdjęcia RTG łapy - na szczęście bez podawania uspokajacza, bo u weterynarza ten kot jest aniołem. Według słów weterynarza na zdjęciach wszystko wygląda idealnie jak powinno, a oglądało je trzech różnych lekarzy, także najpewniej to jakieś naciągnięcie, nadwyrężenie - w każdym razie z kośćmi ok, nie ma złamania.
W lecznicy Pinelli dostał zastrzyk ze środkiem przeciwbólowym i przeciwzapalnym (
Loxicom), a ja do domu dostałam dawkę tego środka do podawania dopyszcznie przez 5 dni zaczynając od jutra, więc będę musiała to jakoś na łyżeczkę dzielić albo wkrapiać do mięsa. Lekarz kazał mi trzymać Pinusia cały czas w transporterze, żeby teraz jak najmniej chodził i oszczędzał łapę, żeby się zregenerowała. Na pewno do końca go nie posłucham, bo to w końcu mały kot i chyba by zwariował siedząc przez 5 dni zamknięty w takim małym pudełku. Póki co wyjęłam go i położyłam przy talerzyku z jedzeniem, bo wcześniej go nie ruszył, pewnie z bólu. Teraz zjadł wszystko, więc lek pewnie pomógł. Zanim pojechaliśmy do weta zrobił jeszcze do kuwety siku i kupkę.
Teraz śpi w legowisku i póki jestem w pokoju będę go trzymała poza transporterem, obserwując, by nigdzie nie skakał, zresztą on jest teraz mało mobilny, bo chorą łapkę trzyma w górze. Na noc niestety będę zamykać go do transportera, bo wtedy nie będzie jak go pilnować.
Swoją drogą tak się złożyło, że jak byliśmy w lecznicy to akurat przyjechały z kotami panie ze schroniska, z jedną z nich podpisywałam umowę i ona wcześniej opiekowała się Pinellim. Także przy okazji dowiedziała się o całej sprawie, wygłaskała go i też mi powiedziała, żebym oprócz nocy trochę go po pokoju puszczała, czyli tak, jak ja zaplanowałam.
Stawiam, że Pinelli musiał źle zeskoczyć z tzw. "bocianiego gniazda", czyli najwyższego legowiska na drapaku, albo z parapetu - może przez to, że było ciemno. Grunt, że nie ma złamania. Swoją drogą byłam z nim w dwóch lecznicach i z jeszcze jednym wetem gadałam przez telefon jak szukałam gabinetu z RTG, więc każdego pytałam o to posikiwanie. Wszyscy stwierdzili, że to najprawdopodobniej przez ten ból, tak jak myślałam, że może to się zaczęło wcześniej i dawał o tym znać. Może nadwyrężył ją sobie wcześniej, a ja go wczoraj "dobiłam", bo przed snem chciałam go wymęczyć i wyjęłam wędkę z piórkami, ganiał za nią i skakał po pokoju - może przez to z łapką mu się pogorszyło, nie wiem.
Po tych 5 dniach z łapą powinno być lepiej i gdyby wtedy dalej sikał poza kuwetą, to mam mu zrobić badanie moczu i będziemy szukać przyczyny. Teraz i tak nie ma sensu jak będzie miał podawany ten lek przeciwbólowy i przeciwzapalny.
Muszę też póki co wstrzymać się z jego kolejnym odrobaczaniem, żeby nie ładować w niego wszystkiego naraz.
No, to tyle informacji póki co. Przepraszam, jeśli ten post jest nieco chaotyczny albo niezrozumiały, ale tak się wystraszyłam jak zobaczyłam go z tą chorą łapką, że jeszcze mi nerwy nie opadły. Uffff.