Bardzo dawno mnie tu nie było, a w międzyczasie wiele się w naszym domu zmieniło. Cizia znalazła pół roku temu domek wreszcie, więc kociostan się zmniejszył do optymalnej ilości. Szkoda mi jej było, ale nie byłam w stanie zajmować się kotem wymagającym indywidualnego karmienia. Cizia zapasiona na maksa i ledwie się ruszająca mogła w każdej chwili zapaść na zdrowiu w związku z przekarmieniem. Ja już też byłam na skraju wyczerpania nerwowego; choroba Zuzi, pobyt w szpitalu i do tego wszędzie sikająca i rzygająca kotka mnie nieco przytłoczyły. Jakkolwiek rozważałam zatrzymanie tego kota, to nie było takiej możliwości - zwyczajnie bym się zajechała. Niestety szukanie domu kici trwało już rok i nie było widoków na znalezienie, bo kicia wystraszona nie dała się pokochać nikomu, choć wiele osób było ją oglądać i nawet raz jedna pani zabrała ją do siebie, ale po tygodniu oddała, bo kotka dostawała histerii na sam dźwięk głosu jej męża

W końcu Mała i Lola znalazły jej wreszcie domek uwalniając mnie od kłopotliwego tymczasa, za co jestem im bardzo wdzięczna.
Czasy się zmieniły - wyadoptowanie kota obecnie jest prawie nierealne. Ludzie nie mają pieniędzy na życie, nie ma pracy, nikt nie potrzebuje dodatkowego obciążenia finansowego...
Dziadek Frędzel mocno posunął się w latach. Od dłuższego czasu prawie nie wychodzi z budki, a jak już wyjdzie to idzie z wysiłkiem do kuwety, albo do michy.

Jego czas się zbliża wielkimi krokami, widzę to i czuję, że niedługo pewnie przyjdzie się pożegnać, ale absolutnie sobie tego nie wyobrażam. Przywiązałam się do tej starej, śmierdzącej pierdoły, do jego wybujałej przemiany materii, wybuchowych gazów, zrzędliwego syczenia na cały świat, rozsiewanego wszędzie futra, stękania w kuwecie i innych charakterystycznych dla niego zalet. Dom bez frędzelka nie będzie tym samym domem...

No, ale kocio jeszcze żyje. Nie widzi wcale na jedno oko, na drugie też niewiele widzi. Jak jeszcze wychodził z budki, to często wpadał na ruchome meble, jak np. pufa. Widać, że boli go grzbiet i łapy; stąpa powoli i ostrożnie, czasem trochę kuleje. Właściwie powinnam może już skrócić jego cierpienia, ale nie potrafię, bo on jeszcze miewa czasem lepsze dni, choć już bardzo rzadko.
Pompon za to jako kot w sile wieku jest zdrowy, zadowolony, dostojny. Zrobił się bardzo miziasty i gadatliwy

Naprawdę potrafi we wzruszający sposób pokazać że nas kocha

Problemy z pęcherzem oczywiście nadal są i regularnie raz na trzy, cztery miesiące ma zapalenie pęcherza i musi brać antybiotyki

Je purinę urinary i dzięki temu te sytuacje zdarzają się raz na kilka miesięcy, a nie co miesiąc jak to było wcześniej.
No i pojawił się ostatnio w naszym domu nowy członek rodziny - Smok. Smok ma obecnie 11 tygodni i jest mieszańcem Ogara polskiego i Gończego polskiego, ale wygląda jak tatuś, czyli jak gończy. Pompon zaakceptował młodego praktycznie od razu, Frędzelek chce mieć spokój i syczy na szczeniaka próbującego się z nim zaprzyjaźnić. Początkowo Smok oberwawszy łapą po pysku i pazurem po oku (leciałam na sygnale do weta, bo myslałam, że oko poszło

) miał respekt dla siwej głowy dziadka. Jednak ostatnio coraz bardziej się ośmiela i zaczepia koty szczekaniem i skakaniem wokół nich.
Dzisiaj Frędzel bandyta pobił się dzisiaj w nocy z Pomponem - nie mam pojecia o co poszło, ale dziadek zabunkrował się w budce i stamtąd mając zabezpieczone tyły celnym machnięciem ciężko zbrojnej łapy rozwalił Pomponikowi nos. Rano stwierdziłam głębokie zadrapanie na nosie mojego faworyta i ogromny strup. Zdjęłam strup, posmarowałam oxykordem i mam nadzieję, że nie trzeba iść do weta?

Szyć nie trzeba na pewno - rana jest dosyć głęboka, ale nie aż tak bardzo, no i jest krótka. Smok obwąchał starannie skaleczenie Pompona i usiłował je wylizać, ale na to już godność Pompona nie pozwoliła i ewakuował się na oparcie kanapy. Frędzel nie wychodzi z budki i nie wiem, czy mu też Pompon coś nie zrobił, bo nie ma możliwości go wyjąć. Syczy nawet na mnie. Może jak zgłodnieje to wylezie.
Aha... i jeszcze pytanko; Smok wyjada kotom purinę urinary z michy. Nie zaszkodzi szczeniakowi? On powinien Boscha puppy jeść i trochę barfu. No i też je oczywiście, ale dzisiaj nie mogę go od kociej michy odgonić

Ale sobie popisałam

Wywaliłam wszystko co mi leżało na wątrobie i tak naprawdę nie jest ważne, czy ktoś to jeszcze przeczyta, ważne, że zrzuciłam trochę balastu.
Ale, jeśli by jednak ktoś tu jeszcze zajrzał, to za chwilę wkleję parę zdjęć najnowszych.
