Milka, Kropka i Frodo dziarsko poznają świat, natomiast Frycek, którego, jak tu kiedyś pisałam, nie oddałam do mieszkania w bloku w Krakowie, bo wydawało mi się, że on
musi wychodzić, w zasadzie w ogóle nie opuszcza drukarni

.
Kiedy kończymy pracę, nieśmiało sugeruję mu, by opuścił lokal i choć trochę przewietrzył doopkę, ale ten przeciąga się w fotelu i udaje, że kompletnie nie rozumie o co mi chodzi. Zostawiam go więc na noc w firmie.
Rano dostaje śniadanko od pracownicy, która przychodzi na godz. 7., wychodzi przed drukarnię i czeka na Michała, który przyjeżdża godzinę później. Po krótkim przywitaniu, radośnie prowadzi Michała do naszego biura, zalega na podłodze i czeka na mnie. Gdy przyjeżdżam, następuje koci szał radości – Frycek gada, śpiewa, grucha, ćwierka, tarza się po podłodze, i uśmiecha pełną gębą

. Wymiziany, wygłaskany wycałowany po łebku, zalega w fotelu i tam
urzęduje cały dzień. Myje się, drzemie, zagaduje do nas i do klientów

.
Kilka dni temu z powodu upałów było bardzo duszno w naszym biurze, więc wyniosłam kota przed drukarnię, żeby poleżał sobie w cieniu krzewów, w przewiewie. Ponieważ natychmiast wrócił oknem

, już nie podejmuję takich prób.
Nie wiem o co chodzi, ciotki

. Czy on aż tak dobrze pamięta zimę spędzoną na schodach sklepu? A może on stary jak Sznyc?
