» Pon lut 16, 2009 16:24
Gosiu dziękujemy.
Ja wklejam taki tekst, który od wczoraj chodzi mi po głowie. Pisałam go w pracy i może dkończę w domu. Na razie to taki zarys, który będę dopracowywać ale nie chcę zeby zaginą...
„Z okazji dnia kota – spóźnione ale szczere słowa”
Każdy ma jakiegoś „kota”, lepiej jeśli jest to żywy, mruczący kawałek szczęścia niż umysłowy wytwór. No cóż ja mam kilka kotów, z których tylko do jednego mogę się przytulić. Myślę, że ten kot sprawia, że liczba moich kotów jest większa i trudno „co ma być to będzie” a ja mojego kota nie zamieniłabym na jakiegokolwiek innego. Na nic bym go nie zamieniła. Nawet gdybym miała stać się bardzo bogata nie zamieniłabym go. Przyjaciół się nie zamienia, chociaż całe szczęście w przeciwieństwie do rodziny można ich wybrać. Mój kot nazywa się Quazimodo. Kojarzycie? No cóż nie jest wiele piękniejszy, ale przecież to nie wygląd jest najważniejszy. Gdyby był najpiękniejszy na świecie ale miał inny charakter to byłby kimś innym. Na pewno bym go kochała, trudno nie kochać własnego zwierzaka nawet jeśli jest niezbyt sympatyczne i znerwicowane. Miłość po prostu powstaje, bo potrafimy dostrzec coś więcej niż cały świat, ale nie byłby moim nabzdyczonym pomidorkiem. Bo Qua, który znany jest również jako Pan Beza lub Bezowy Książe oraz cały warzywniak, zasłużył sobie. Qua też jest bardzo chorym kotem, przejmujemy się i chorując żyjemy. Ja choruję razem z nim i nawet kocią hipochondrię złapałam, Qua kichnie, a mnie już boli serducho, a w głowie kołacze się tysiące przerażąjących myśli. Generalnie myślę sobie, że On tak po prostu wszedł w moje życie, jakoś naturalnie zajął w nim swoje miejsce. Pomimo, że to tylko 1,5 roku to bardzo wiele razem przeżyliśmy. Choroby Qua, jedne wyleczone, teraz te nieuleczalne, moje choroby, obronę mojej pracy magisterskiej, odejście mojego psiego przyjaciela, przygarnięcie psuki, moją ponadmiesięczną nieobecność, kilku moich tymczasowych Tżtów, śmierć bardzo ważnej osoby, nowe znajomości, nowa praca, swoiste nowe życie. Każdemu z tych wydarzeń towarzyszyła cała masa moich emocji, które chłopak na swój sposób znosił. Wyrobiliśmy sobie tysiące zachowań, których zwyczajnie mi brakuje kiedy jestem gdzieś poza domem. Qua nauczył mnie odpowiedzialności, takiej prostej, wynikającej z głębokiej potrzeby opieki. Nie to że byłam nieodpowiedzialna, ale teraz możnaby powiedzieć, że jeśli chodzi o Niego jestem nadodpowiedzialna. Nauczył mnie też siebie, tego, że jest bardzo skomplikowanym stworzeniem, które żyje po to żeby je kochać. Qua jest niezwykłym kotem. Pewnie, każdy zwierzak jest wyjątkowy, ale u Qua to jest taka całkowicie pozytywna niezwykłość. Pan Beza jest dobrym kotem, naprawdę trudno go nie polubić jak się go spotka. Kochany pierwszy pcha się na kolana, no cóż tak naprawdę to nie jestem pewna czy On wie, że nie na każde kolana można wchodzić. Czasami jak mamy jakiegoś Gościa spogląda bardzo zszokowany, kiedy ten stara się nie wpuścić Małej Białej Bezy na swoje spodnie. Lubi sobie pogadać, ale nie jest nachalny, kiedy podaje się mu tabletki, czy pobiera krew potrafi zastraszać głosowo, wywija przy tym wściekle łapkami i wszystko robi tak żeby przypadkiem nie udrapać tego wstrętnego ludzia, który mu robi nieprzyjemności.
Moje życie bardzo się zmieniło. Wiem, ze przesadzam ale co zrobić. Często, a nawet bardzo często osoby, które są mi bliższe rozmowę ze mną zaczynają od pytania „a co u Qua?”. Takie to było naturalne... do momentu aż niedawno nie dostałam od kolegi zdjęcia z jego pobytu w Zakopanym. Na zdjęciu pyszni się butik położony w samym centrum Krupówek. Dlaczego dostałam to zdjęcie? No cóż butik nazywa się „Quazi”. Pan Beza jest też raczej jednym z niewielu kotów za którego zdrowie cała knajpa wznosiła toast, w sumie to jest dobry sposób na weryfikację czy ktoś o mnie myśli... chociaż czasami. Czy mnie słucha, ale zapewniam, że rozmowy ze mną nie ograniczają się tylko do