Dobra, odżyłam.
Do Mutriku chciałam pojechać już dawno bo bardzo lubię malownicze porty. No i w końcu się udało. TŻ nie bardzo wiedział, dokąd jedziemy (jak zawsze, bo to ja jestem domowe biuro podróży

) ale bardzo mu się spodobało. O hotelu wiedziałam, że ma piękne widoki, ale google maps pokazuje go zupełnie gdzie indziej - lokalizacja okazała się na plus, bo po wjechaniu do miasteczka po prostu przed nami wyrósł a sympatyczny właściciel na dzień dobry pokazał nam właśnie nabytego homara o wadze - bagatelka - 4 kilo.
Widok faktycznie taki, że chciałoby się zostać jeszcze kilka dni tylko po to, żeby sobie jeden wieczór spędzić na tarasie:

W miasteczku wszędzie schody i podjazdy (na szczęście też kilka wind) - jak widać, Mutriku jest wybudowane na zboczach górek, a dzięki temu masa ludzi ma z okien takie widoki, że to zakrawa na niesprawiedliwość dziejową, bo ja mam na przykład z kuchni widok na okno sąsiada i to oddalone o jakieś 5 metrów. A oni se ogórki kroją z widokiem na ocean

Mutriku jest jedną z najstarszych miejscowości na baskijskim wybrzeżu - dostało prawa miejskie w 1209 roku. Jego stare miasto wpisane jest do hiszpańskiego rejestru dziedzictwa historycznego. Uliczki są tak wąskie, że ciężko dostrzec urok kamienic, a sfotografowanie najpiękniejszych domów jest po prostu niemożliwe - nawet na mapkach turystycznych są rysunki. Ale trochę pofociłam.

To jest urząd miasta i zdumiała mnie jedna rzecz, a mianowicie tablica:

Bardzo znany w Baskonii rysunek o wydźwięku politycznym. Więźniowie odbywający wyroki za przynależność do ETA siedzą w więzieniach w Andaluzji i na Wyspach Kanaryjskich - taka dodatkowa kara - utrudniony kontakt z rodziną, która zazwyczaj zatrudnia adwokata - a więc i utrudniony kontakt z adwokatem. To jest chyba łamaniem jakichś praw, ale rząd hiszpański ma to w nosie, bo terrorystom na rękę się nie idzie. No i ci ich bliscy protestują przeciwko temu, a jedną z form protestu jest wywieszanie takich "flag": baskijscy więźniowie - do Kraju Basków. Tyle, że u nas są one raczej dyskretne, gdzieniegdzie wiszą na balkonach prywatnych domów (mam nawet monetę 20 centów z "euskal presoak", więc bardziej zalatuje konspiracją), a tu... na Urzędzie Miasta. Właśnie sprawdziłam, kto rządzi w lokalnych władzach - niespodzianki nie było, baskijska niepodległościowa lewica.
Mają ciekawe tabliczki z nazwami ulic. To jest mój fioł, bo tabliczki w Hiszpanii to dziełka sztuki potrafią być. Mam trochę zdjęć to wkleję kiedyś. Te są nowe i takie sobie, ale pomysł fajny.

Byliśmy też w malutkim muzeum geologicznym - wszystkie eksponaty znalazł jeden człowiek, a właściwie dwójka, bo pomagała mu żona. Dla wyobrażenia sobie, jakiej wielkości są niektóre skamieniałości... W Mutriku jest najstarszy kawał fliszu, sprzed 150 milionów lat, stąd takie potwory wyciągają.

Plaża była maleńka i w dodatku w zatoczce, więc nie było fal, a fale lubię. Porządna plaża jest o kilka kilometrów dalej, ale zwykle jak już raz zaparkujemy po przyjeździe to się nie ruszamy z miejsca przez cały weekend. Na drugiej plaży fale były, ale były też kamienie w ilości hurtowej, którymi to kamieniami każda kolejna fala waliła po stopach.

A na górze (kolejne schodki) bar z widokiem...

Koty były, dokarmiał je jakiś facio z okna, mówił, że nawet po osiem przychodzą. Jak przechodziliśmy tamtędy rano to było pięć i wpatrywały się w to jego okno jakby go chciały tym wzrokiem przywabić.

A w porcie - kocie budki!

Kraby, setki krabów, słychać jak skubią kamienie. Trochę odrażające, najpierw się je słyszy a potem widzi.

I to tyle, wracamy do rzeczywistości
