Jesień... teraz domowy...czyli Kroniki Złociejowskie

blaski i cienie życia z kotem

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Pt kwi 04, 2008 6:37

:1luvu: :1luvu: :1luvu: :1luvu: :1luvu: :1luvu: :1luvu: :1luvu:

Kociama

Avatar użytkownika
 
Posty: 23507
Od: Czw gru 07, 2006 18:34
Lokalizacja: Beskidy

Post » Pt kwi 04, 2008 10:56

Ciociu caty, my się nie zgadzamy, żebyś nie miała prądu. Swój własny przydział Ci oddamy, jeśli będzie Ci potrzebny :)
Psot, Inka i KukaKulaCzarnyDrink

MaryLux

 
Posty: 163930
Od: Pon paź 16, 2006 14:21
Lokalizacja: Wrocław

Post » Pt kwi 04, 2008 18:25

12.


Jesienne deszcze przyszły niespodziewanie, zerwały z drzew kolorowe liście i zasnuły mgłą okoliczne łąki. Blade, anemiczne słońce z trudem przebijało się przez nie oświetlając rozczochrane głowy ostów i suche badyle na miedzach. Po ścierniskach, kuląc się, spacerowały gawrony, a łąka nie przypominała już skrawka rajskiego ogrodu.
Odechciało mi się nocnych wędrówek uliczkami miasta, za to chętnie wymykałem się zza pieca późnym popołudniem i najczęściej kierowałem swe kroki w stronę niewielkiej cukierenki w narożnej kamienicy.
Okna cukierni miały zielone żaluzje, , malutkie, okrągłe stoliki i gięte krzesła same zapraszały do środka, a kolorowe umbry lamp rzucały dokoła ciepłe kręgi światła.
Właścicielka cukierni, starsza pani o rumianej twarzy zwykła była siadać tak, aby widzieć wszystkich, którzy przechodzili przez rynek i aby każdy dostrzegł, jak macha ręką na powitanie.
A zaproszenie do środka, szczególnie kiedy pierwsze jesienne chłody przenikały pod ciepłe swetry i płaszcze było czymś naprawdę bardzo pożądanym.
W cukierni pachniało świeżo zmieloną kawą i kremówkami, skórką pomarańczową i cytryną, goździkami i cynamonem.
Wślizgnąłem się do środka przez szparę w tylnych drzwiach, przebiegłem na palcach za kontuar, błyskawicznie wspiąłem się na wysokie krzesło i ściągnąłem nieduże ciasteczko z wisienką pośrodku.
Duży, czarny kocur śpiący na wiklinowym fotelu niechętnie otworzył jedno oko, poruszył czubkiem ogona i wymamrotał :
- Kły i pazury
Na co niezbyt grzecznie odparłem
- Raczej michy i poduchy – po czym szybko uskoczyłem w bok, bowiem kot nadspodziewanie szybko pokazał mi i jedne i drugie.
- Mysz ! Mysz ! – zawołała starsza pani i w cukierni w mgnieniu oka pojawiło się dwu identycznie wyglądających chłopców. Obydwaj mieli niebieskie oczy i jasne, rozwichrzone czupryny.
- Niech się babcia myszy nie boi – powiedział jeden, a drugi mrugnął w stronę kota.
- A ten kot to prawdziwy ? – zapytał.
Kot powoli podniósł się z poduszki, przeciągnął się i jednym susem znalazł się przy chłopcu.
- Au ! – wrzasnął chłopiec chwytając się za łydkę, a kot powrócił na swoje miejsce.
- Zaręczam, że prawdziwy – mruknął na powrót zwijając się w kłębek.
Starsza pani pokiwała głową i zeszła ze stołeczka na podłogę.
- Kto się z kota śmieje, temu źle się dzieje –powiedziała triumfująco i podała wnukom ciastka.



cdn
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Pt kwi 04, 2008 20:46

Dziadek Ramol i Rupol w dzieciństwie :?:
Obrazek Frania 03.01.2013 [*] na zawsze w moim sercu

madziaki

 
Posty: 2471
Od: Sob lip 15, 2006 16:21
Lokalizacja: Kraków

Post » Pt kwi 04, 2008 22:54

zgadza sie
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Sob kwi 05, 2008 6:17

Dziękuje Caty jak zwykle Obrazek

Kociama

Avatar użytkownika
 
Posty: 23507
Od: Czw gru 07, 2006 18:34
Lokalizacja: Beskidy

Post » Sob kwi 05, 2008 16:21

Przyznać muszę, że darzyłem ogromną sympatia płowowłosych braci i z całego serca żałowałem, że nie mogę ot tak po prostu wyjść z ukrycia i razem z nimi chodzić nad rzekę
Palić ogniska na ściernisku i płatać rozmaite figle spokojnym mieszkańcom miasteczka.
Często, niewidzialny za zasłoną traw lub mroku towarzyszyłem im w nocnych wyprawach i podsłuchiwałem co knują.
A pomysłów mieli tyle i na dodatek TAKICH, że figle Błotnego Licha i koncept diabła Srali
Częstokroć wydawały się przy nich dziecinnymi figlami…bo który z nich wpadł kiedykolwiek na pomysł, aby przyprowadzić z pastwiska kozę, zawiązać jej na szyi fular i przywiązać tuż przed ratuszem, aby wszyscy mogli podziwiać niesłychane podobieństwo burmistrza i poczciwego stworzenia o złotych oczach…Pamiętam, że niektórzy śmiali się całkiem otwarcie, inni zaś dyskretnie przesłaniali usta, aby parsknąć śmiechem w bezpiecznej odległości…Faktem jednak było, że następnego dnia burmistrz obciął brodę i zamienił kolorowy fular na krawat, a niesforni bracia przez czas stosunkowo długi omijali rynek szerokim łukiem ..
Tego jednak dnia dwaj bracia wpadli na pomysł iście piekielny. Napchawszy kieszenie kurtek kruchymi ciastkami zaszyli się w najdalszym zakątku parku i na początek krztusząc się straszliwie zapalili ukradzionego komuś ze starszych papierosa, a potem rozpoczęli radzić na najstraszliwszym – jak mi się wydało – z dotychczasowych pomysłów.
- Kiedy pozbędziemy się go z domu – rzekł pierwszy z bliźniaków – będziemy mogli w tym pokoju na strychu urządzić obserwatorium.
- Taaak – rzekł drugi. – Gdyby był mały moglibyśmy podrzucić go komuś…i wszystko zwalić na strzygi…
- Ale jest duży…stanowczo za duży. I pamiętaj, że w każdej chwili mógłby nam nakłaść…
- Albo sprzedać jak Józefa – pierwszy najwyraźniej się rozmarzył.
Siedząc w ukryciu wprost umierałem z ciekawości, aby dowiedzieć się, kogo mają na myśli,
Gdy nagle ktoś przeszedł obok mnie i wychylił głowę z krzaków tuż pomiędzy zastygłymi w przerażeniu twarzami braci.
- Powinniście go koniecznie ożenić – rzekł młody mężczyzna w zawadiacko przekrzywionym na jedno ucho berecie.
- Melchior !!!! – wrzasnęli bracia rzucając się do ucieczki, ale młodzieniec był znacznie szybszy. Pochwycił obu za kołnierze kurtek i roześmiał się serdecznie.
- Piękne powitanie, nie ma co – rzekł czochrając potargane czupryny. – Ożenić ? – nigdy, nigdy w życiu…a co się tyczy pokoju…już dawno postanowiłem się przeprowadzić…
- Przeprowadzić ?- wyjąkali chórem bliźniacy, a starszy brat pokiwał poważnie głową.
- Pomysł z obserwatorium zawsze mi się bardzo podobał – uśmiechnął się młodzieniec. – I aby wam to udowodnić przywiozłem z miasta…
Urwał i spojrzał przed siebie.
Parkową alejką szła malarka trzymając oburącz ogromny bukiet ostatnich, kolorowych liści. Tym razem miała na nogach buciki, ale jej ramiona owijał ogromny, miękki szal w kolorze starego złota. A każdemu jej krokowi towarzyszyło cichutkie dzwonienie.
Oczy starszego brata zrobiły się wielkie i okrągłe, zupełnie jak oczy kota z cukierni, a na ustach pojawił się głupawy uśmiech.
- Dzień…dzień dobry – wyjąkał Melchior, a malarka uśmiechnęła się promiennie.
- Nig-dy w ży-ciu ! – zawołali bliźniacy i pobiegli pędem w stronę rynku.
A malarka wyjęła z bukietu dwa najpiękniejsze liście i wetknęła je do kieszonki tweedowej marynarki Melchiora.
„ Więc to tak…” pomyślałem i najszybciej jak się dało pobiegłem za bliźniakami, byłem bowiem równie ciekaw jak oni, co przywiózł ze sobą z miasta ich starszy brat.

cdn
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Sob kwi 05, 2008 19:54

No proszę, proszę - sytuacja się wyjasnia.....
Obrazek Frania 03.01.2013 [*] na zawsze w moim sercu

madziaki

 
Posty: 2471
Od: Sob lip 15, 2006 16:21
Lokalizacja: Kraków

Post » Nie kwi 06, 2008 14:28

Aaaaa, Ramol i Rupol to stryjeczni dziadkowie Pacynki :)

MaryLux

 
Posty: 163930
Od: Pon paź 16, 2006 14:21
Lokalizacja: Wrocław

Post » Nie kwi 06, 2008 18:28

W kubraku mokrym od liści, z przemoczonymi butami dotarłem za braćmi do wysokiej kamieniczki w środku rynku, tej samej, w której mieściła się przytulna cukiernia, i niezauważony wszedłem ich śladem na piętro, a następnie krętymi schodami do pokoju na poddaszu.
Na środku pokoju stał wysoki przedmiot osłonięty kawałkiem aksamitnej zasłony. Bracia wstrzymując oddech zbliżyli się don i ostrożnie ściągnęli zasłonę.
- Teleskop ! – zawołali jednym głosem, po czym wydali z siebie nieartykułowany wrzask.
Noc była chłodna i wysoka. Cały wieczór starszy brat montował teleskop w pokoju na poddaszu, ale wyraz jego twarzy nie zmienił się ani na trochę od chwili spotkania w parku. Co więcej, dwa kolorowe liście przypiął szpilką do firanki, gdzie lekko szeleściły przypominając dwa zabłąkane, letnie motyle.
A kiedy wszystko było gotowe, na miejskim zegarze wybiła północ.
- Bim-bom, bim-bom – zadzwonił zegar na ratuszowej wieży tak głośno, że aż przestraszyłem się. Dotychczas bowiem jego głos docierał do mojego zakątka za piecem stłumiony przez korony wysokich drzew, a teraz znajdowałem się w pokoju dokładnie naprzeciw jego wąsatej twarzy.
- A teraz zaparzymy sobie dobrej herbaty – powiedział ojciec chłopców, który przez cały czas siedział w fotelu i z uśmiechem spoglądał na swych synów i wszyscy zeszli krętymi schodkami na dół. Zostałem w pokoju zupełnie sam.
Dobrze wiedziałem czym jest i do czego służy teleskop, więc – nie bez trudu – wdrapałem się na wysokość okularu, uchwyciłem się mocno rękoma brzegu i spojrzałem w górę.
Oślepiło mnie światło. Było ciepłe i złote i świeciło mi prosto w twarz. Zamrugałem oczyma, przekrzywiłem głowę i na jeden moment moje oczy napotkały aksamitną czerń tu i ówdzie połyskującą srebrzystym pyłem, zupełnie jakby ktoś rozsypał na niebie kryształowy pył.
Wśród tego pyłu płonęło jasne światło naszej gwiazdy, gwiazdy, która ongiś prowadziła mnie i Bazylego nam tylko znanymi nocnymi ścieżkami, gwiazdy, która na długo przed mym urodzeniem wiodła do domów zagubionych wędrowców dając im światło w mroku i napełniając serca nadzieją.
Zapatrzony w niebo nie usłyszałem cichego skrzypnięcia drzwi.
- Cicho – szepnął ktoś za moimi plecami. – To domowy…
Zdrętwiałem. Niepisane prawo głosiło, że skrzaty nie powinny bez szczególnej przyczyny zbliżać się do świata ludzi, bowiem, jak uczono mnie od najwcześniejszych lat ludzie bywali różni. Niektórzy z nich nawet posuwali się do tego, aby schwytanego podstępem skrzata więzić w klatce i zmuszać do spełniania życzeń, czego jak wiadomo skrzat uczynić nie mógł, ale żadną miarą ludziom owym nie dało się tego wytłumaczyć…
Co prawda nie słyszałem, aby w naszym mieście zamieszkiwali tego rodzaju ludzie, ale słowa Leśnego głęboko zapadły mi w serce i spoglądając w szeroko otwarte ze zdumienia oczy czwórki ludzi miałem wrażenie, że przekraczam odwieczne prawo.
Jednakże nie pozostało mi nic innego, jak tylko zeskoczyć na podłogę, ukłonić się i jak najszybciej zniknąć pozostawiając gospodarzy w stanie najwyższego zdumienia.
A potem zbiegłem na dół krętymi schodami i wybiegłem na rynek. Było zimno, na tafli wody w fontannie pojawiła się cieniutka warstewka pierwszego lodu.
Przebiegłem przez kocie łby i obierając drogę na skróty skierowałem się w stronę dworu.
Moja rodzina nie ułożyła się jeszcze do snu. Od progu powitał mnie zapach fajkowego dymu, a mój brat podał mi kubeczek mleka.
Wypiłem parę łyków i spojrzałem na brata.
- Patrzyłem dzisiaj w niebo – powiedziałem.
Brat poruszył krzaczastymi brwiami.
- Widziałem naszą gwiazdę – dodałem. – Jest najjaśniejsza ze wszystkich.
- Patrzyłem w niebo wiele razy – odezwał się mój zazwyczaj milczący dziadek, - ale ty znalazłeś się najbliżej niej…Muszę kiedyś wybrać się z tobą.
- Dobrze, dziadku – obiecałem kładąc rękę na sercu.
Nagle poczułem się bardzo dorosły i z dziwnym uczuciem ni to radości ni to smutku udałem się do snu.
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Nie kwi 06, 2008 20:02

jak zawsze :1luvu:
Obrazek Frania 03.01.2013 [*] na zawsze w moim sercu

madziaki

 
Posty: 2471
Od: Sob lip 15, 2006 16:21
Lokalizacja: Kraków

Post » Pon kwi 07, 2008 7:32

Witam stałe bywalczynie tego wątku :lol:
W ostatnim wydaniu Kocich Spraw znalazłam wywiad z Caty i z ciekawości sprawdziłam, czy na naszym forum jest osoba o takim nicku i dzięki temu znalazłam ten cudny wątek.
Wiem Caty, że już nasłuchalaś się mnóstwa pochwał, więc ja też skromnie chciałabym się dołączyć do grupy "czytaczy" :lol: tego wątku.
To, co piszesz to cudowna bajka, dziękuję Ci za chwile oderwania się od codziennego świata, gdzie nie jest tak pięknie, gdzie źli ludzie topią kocięta, gdzie koty duże i małe giną pod kołami samochodów, umierają samotnie w ciemnych piwnicach, schroniskach, zamarzają albo umierają z głodu na działkach.
Jak dobrze oderwać się choć na chwilę od tych smutnych spraw i jak Alicja, choć na chwilę wejść do świata baśni.
W tych chwilach czuję się znowu jak dziecko i z wypiekami na mojej już nie młodej twarzy czytać o przygodach bohaterów Twoich opowieści, nie martwiąc się równocześnie o zakończenie, bo jak wiadomo w bajkach i baśniach MUSI wszystko skończyć się dobrze.
I za to dziękuję Ci caty :1luvu:
Ps. znajdzie się dla mnie miejsce w Twojej bajkowej szafie ?
(jako wkupne mogę przynieść małe co nieco) :lol:
ObrazekObrazek

mar9

Avatar użytkownika
 
Posty: 13971
Od: Wto mar 22, 2005 14:47
Lokalizacja: Zabrze

Post » Pon kwi 07, 2008 11:35

I znów si wszyscy zapowietrzyliśmy - i jakoś dziwnie nam się oczy pocą :)
InkaKocinka, Psot i KULKA

MaryLux

 
Posty: 163930
Od: Pon paź 16, 2006 14:21
Lokalizacja: Wrocław

Post » Pon kwi 07, 2008 19:49

13.


Nigdy nie sądziłem, że pojawienie się w miasteczku nowych mieszkańców może spowodować tyle zamieszania. Kolorowe szale i peleryny młodej malarki ściągały do okien wszystkich mieszkańców kamieniczek otaczających rynek, ona zaś, zupełnie nie zwracając na to uwagi wychodziła mimo porannych chłodów ze swoim drewnianym pudelkiem i udawała się w coraz to inny zakątek miasteczka. Dzień kończyła herbatą z malinowym sokiem w cukierni, gdzie z ukrycia obserwował ją - z coraz głupszą, moim zdaniem, miną – Melchior.
Malarka prowadziła niekończące się dyskusje ze starszą panią i z wyraźną przyjemnością opychała się kruchymi ciasteczkami z marmoladą z róży.
Z początkiem zimy, kiedy pierwszy śnieg założył drzewom w parku białe czapy i przykrył okoliczne ścierniska do miasteczka zawitał brat młodej kobiety, niosąc na ramieniu narty i przykuwając wzrok kolorowymi skarpetami i fantazyjną czapką.
Obok niego dreptał długi, gruby, czarny pies we włóczkowym kubraku na grzbiecie.
Rzecz jasna świat nie byłby światem, a ludzie nie byliby ludźmi, gdyby jasnowłosi bliźniacy i brat malarki nie wpadli na siebie któregoś dnia i oczywiście tak bardzo przypadli sobie do gustu, że całymi godzinami przesiadywali w kawiarni grając w szachy lub w karty, a za dnia, kiedy słońce rozpalało diamentowe błyski w śnieżnych zaspach włóczyli się po okolicy rzucając do siebie śnieżkami, albo lepiąc w szczerym polu dziwaczne śniegowe stwory na widok których mieszkańcy wsi spluwali przez lewe ramię.
Melchior zaś melancholijnie spoglądał w filiżankę kawy i pisał wiersze na kolorowych serwetkach…
Prawdę mówiąc trochę mnie to wszystko śmieszyło, zauważyłem bowiem, że ludzie mają szczególny dar do komplikowania sobie życia i jeżeli tylko cos można było załatwić na dwa sposoby, zwykle wybierali ten trudniejszy i bardziej zawiły…
Malarka najprawdopodobniej musiała coś na ten temat wiedzieć, bo często na widok Melchiora skrywała uśmiech, a czasami nawet zdarzało się jej powstrzymywać wybuch serdecznego śmiechu, ale jako osoba delikatna i taktowna – milczała, a Melchior plątał się coraz bardziej…
Po Świętach Bożego Narodzenia nadszedł czas karnawału . Wieczorami dzwoniły dzwonki u sań, a ślady płóz przecinały tam i z powrotem rynek z fontanną, w której zamarzła woda.
W dworskiej kuchni pod dostatkiem było miodu i orzechów, okruszyn słodkich ciastek i suszonych bakalii, we wszystkich piecach palił się polana, a przez dom przewijali się przyjaciele i bliższa lub dalsza rodzina.
Pewnego wieczora mój ojciec sprosił wszystkich wieczystych zamieszkujących okolicę
I za piecem zrobiło się równie gwarno jak na pokojach ; przybyli nawet krewni zza lasu, w kożuszkach i ciepłych butach, przywożąc ze sobą pitne miody i orzechy laskowe, a pewnego wieczora do gości dołączył również skrzat domowy z dużego miasta przywożąc ze sobą najprawdziwszy tytoń, którego i mi – w drodze wyjątku – pozwolono spróbować.
Wypaliłem moją fajkę dzielnie, mimo, iż dym gryzł mnie w oczy i wyciskał z nich łzy, wystukałem cybuszek do szufladki z popiołem i wymknąłem się za piec.
Moje posłanie było miękkie i ciepłe, na suficie tańczył odblask płomieni, a drewno, złożone tuz obok, na podłodze pachniało lasem.
Pomyślałem o Leśnym, śpiącym w jakimś wykrocie , o pierwszym wiosennym ognisku i zapadłem w sen.


cdn
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Pon kwi 07, 2008 19:49

I żadna z was pewnie nie przypuszcza, że te opowiesci to równiez dla mnie koło ratunkowe...moja depresja czasmi drapnie pazurem i wtedy...coż, lepsze pisanie niż prozac ;)
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 15 gości