Nade mną to chyba jakaś klątwa ciąży

Kiedy tylko znajdę jakiegoś kota to okazuje się domowym miziakiem, przekochanym, przesłodkim.Nie mogłabym trafić na dzikusa? Wysterylizowałabym, wykastrowała, potem podkarmiała i z głowy.Nie, nic z tych rzeczy.Bazyli miał być dziki

I co?
Teraz moja koleżanka karmi kotka, który mieszka w piwnicy.Jest cudny, niebieski z dłuższym włosem i wiewiórczym ogonem.Ona ma cztery koty w jednopokojowym mieszkaniu ( w tym jednego z forum i jednego bardzo starego, chorego), wziąć malucha nie może.Jego mama to jakaś kolorowa, długowłosa kocica, ojciec to pewno jeden z nie wykastrowanych pseudopersów, wychodzących oczywiście.Kotka rodzi po kilka miotów rocznie, trzeba się tym koniecznie zająć, a malucha obfocić i chociaż ogłosić, już sama nie wiem.Jest też i piękny, dorodny rudas.To daleko ode mnie, ale tak być nie może.W dodatku tam ktoś strzela z okna do kotów.To taka dzielnica

.
W listopadzie znowu ktoś wyrzucił kociątko w miejscu, gdzie panie otwierają piwnicę, koty mają podwórko, są podkarmiane.W sumie zostały same stare koty, bo wszystko było ciachane.Teraz ten maluszek tam się znalazł. Na oko ma trzy miesiące, ale pewno jest starszy.Ładniutki, płeć nieznana, płochliwy.Dostaje jeść dwa razy dziennie, nie wiem, gdzie mieszka, ale włazi pod samochody

.Zaniosłam jednej pani trochę karmy dla niego, bo ona sama ma w domu stado i karmi bezdomniaki, jest jej ciężko.
Przepraszam za OT, ale już ręce opadają.Jedno znajdzie dom, zaraz pojawia się następne.