Nigdy nie kastrowałam kocurków....
Z pewnością nie zrobię tego teraz, jestem sama na włościach i mam urwanie głowy

Opanowanie moich trzech wychodzących dziewczyn, zbieranie ich do domu, gdy chcę gdziekolwiek wyjśc, odliczanie wieczorne, wstawanie o siódmej rano, albo wcześniej, bo panny wyją, że wychodzą, i tak w kółko.
Miciek jest codziennie, nie wiem skąd przychodzi i dokąd odchodzi. Może ma gdzieś swój dom w okolicy? Może do nas wpada tylko z wizytą?
Może jest czyjś? W okolicy sporo kotów i sobie chodzą, odwiedzają się, wracają, znikają....
A jeżeli jest czyjś, to nawet mi przez myśl nie przechodzi, cudzego kocurka kastrować. Odwracając sytuację, gdybym miała kocura i ktoś go wykastrował i zniknął by na kilka dni a potem wrócił bez....
Oczywiście, jestem za kastrowaniem kocurów, wszak nasz ukochany pierworodny zaginiony Miciek ....gdyby...może....itd. Ale tu są inni ludzie dookoła, inny mają stosunek do własnych zwierząt i takie ich prawo.
Nie wiem, pomyślę, jesienią.
A jeżeli on niczyj, a przyjdą mrozy, to co, drzwi mu zamknę przed srebrnym noskiem, a moje dziewczyny zgarnę do domu????
A czwartego kota mieć nie będę i to jest postanowione.
Więc Mićkowi trzeba znaleźć dom. Przed zimą.
Natomiast wracając do diety moich dziewczyn, to szło nam świetnie, do dzisiaj

Wpadłam z zakupami do domu, w tym surowa pierś kurczakowa, w torbie z zakupami, zawalona wszystkim innym.
Wyszłam na sekundę odstawić auto i po powrocie znalazłam poszarpane resztki mięsa na podłodze i trzy zadowolone mordy
To sprawa Cośki, to ona wyjęła!
Na szczęście żadnych śladów biegunki od wczoraj nie było, więc może im nie zaszkodzi
