Jeszcze napiszę, że ta choroba Zenka to jakby moja wina. Jak czytam o idiopatycznym zapaleniu pecherza (np.
http://www.vetserwis.pl/flutd.html) to widać, że zrobiłam wszystko aby mu to zafundować. Przeprowadzałam się, sprowadziłam mu do domu obce koty (w tym Burą której nie lubi), męczę go lekami, przestałąm go zabierać na spacery (jest łysy a jest zimno i jeszcze teraz boję się pasożytów), poluję na niego w kuwecie, wożę do weta, krzyczę (tak czasem juz nie daję rady) jak się liże, ubieram w kubrak albo kołnierz, zmieniam jedzenie, po robocie robię fuchy aby zarobić na leczenie futer i nie mam czasu się nim zająć, głaszczę Burą na jego oczach (wczoraj ją po tym przegonił ostro), przytulam Kaśkę, daję "obcym" futrom pachnące jedzenie w miejscu gdzie on nie może wejść, zafundowałam mu rujkującą kicię, i jeszcze mam sasiadkę wariatkę, która chyba próbuje się do mnie włamać jak mnie nie ma (wczoraj mnie oświeciło, że może to robić od dawna a że jest chora to nie wiem co robić).
Wczoraj postanowiłam wprowadzić zasadnicze zmiany. Zero ubierania kota, niech robi co chce. Po pracy misiek przez chyba ponad 1.5 godziny spał na mnie i mruczał a ja głaskałam i drapałam, potem się bawiłam z nim i Kaśką. Niestety polowania w kuwecie i podawania leków nie jestem w stanie odpuścić.