Jak przy każdej podróży charakterystyczne "skrzywienie", czyli sprawdzanie, jak się mają tam psy i koty.
Otóż koty na Kanarach mają się bardzo dobrze. Są zaopiekowane i zadbane, wysterylizowane! Wszędzie stoją domki dla kotów ze świeżą wodą i suchą karmą, codziennie uzupełnianą! Koty nie przemykają, jak u nas, po ulicach, na ugiętych nóżkach, jak cienie; paradują sobie niespiesznie, nikogo się nie boją, na ludzi nie zwracają zbytnio uwagi. Jest inaczej, niż w Grecji czy krajach arabskich, gdzie kotów nikt nie przegania, ale też nikt o nie nie dba; mnożą się na potęgę, chorują, umierają, karmi się resztkami.
Na W.K. jest zupełnie inaczej - to koci raj! (tylko trawy nie ma.). Przyjemne widoki dla każdego kociarza.

Nie wiem, nie posądzam ludzi o tak wyjątkowy altruizm, miłość do kotów itp. Innymi słowy, jakoś w ludzi nie wierzę. Sądzę raczej, że mieli kiedyś (lub miewają) plagę gryzoni.





Z psami jest jest, niestety, tak jak u nas; szczęściarze mają domy, są kochane, prowadzane na spacery, mogą wejść ze swoimi ludźmi np. na lotnisko, i nikt ich nie wygania. Większość egzystuje na łańcuchach, przy nędznych kamiennych budach, albo w ciasnych kojcach. Nieszczęśni więźniowie na łańcuchu, w brudzie, upale i o pustej misce.