Kochani, udało mi się postawić system, choć karta graficzna
nie halo.
Meośko - ładnie. Dziurka się coraz bardziej zarasta...
Po wczorajszym założeniu rurki dziś bardzo źle rano oddychał i znowu rurką, nosem w ogóle, dusił się, język na wierzchu. Nie dawał sobie nic zrobić drucikiem do czyszczenia. To ja go
za wsiarz i do wetki. Też sobie nie dał zrobić, wreszcie dało się przepchać, ale w dół i udało się zrobić dziurkę, że złapał powietrze. No i puścił szew trzymający rurkę. Już jechałam na SGGW do dra Kalinowskiego, ale żeby sprawdzić oddech zatkałam mu rurkę, która się cofnęła i za chwilę została wykrztuszona i wyrzucona poza kota. My z wetką o tak:

i co teraz???!!! A Meo nic - leżał sobie w transporterze już przygotowany do wyjścia, łapki po kociemu pod obojczykiem podwinięte. I oddychał nosem. Luzik normalnie. Ja mało co nie osiwiałam. Rurka była na dole tak oblepiona glutem, jak gdyby była ze dwa tygodnie nie czyszczona. Nie było opcji wyczyścić jej od góry do dna. Wszystko polepione i zaschnięte i glucior zielony przylepiony do jej końca. Zadzwoniłam do profesora i uznaliśmy, że sama rurka powoduje odkrztuszanie, bo drażni. Dopóki będzie drażnić - będzie śluz z drzewa oskrzelowego. No to zostawiamy Meo bez rurki. No i jest OK. Co godzinkę przemywam mu gardło (szyjkę), zostały jeszcze dwa-trzy szwy w dziurce - więc całkiem się nie zarośnie. Delikatnie wsuwam samą strzykawkę i odciągam śluz. Ale na Meo wszystko goi się "jak na psie", więc dziurka tracheostomijna jest coraz mniejsza. Profesor powiedział, że skoro przeżyłam już takie jazdy, jakie były - to dam sobie radę

.
Kochani - całuję Was mocno Sylwestrowo i Noworocznie - niech ten Nowy Rok będzie dla Was dobry, obfitujący w dobre zdarzenia, życzę Wam Dobrych Ludzi wokół Was, bez których wiele rzeczy nie może udać i życzę Wam zdrowia. I nie zapominam o spełnianiu się marzeń - tych wielkich i małych. Nie dam rady dziś odezwać się u Was, teraz muszę doinstalować różne rzeczy na kompie i jadę do Moich Kochanych na Sylwestra.