Cześć dziewczyny!
Dostałam umowę, ale... nie dostałam obiecanej podwyżki.

Brak podwyżki umotywowano tym, że sklep w miesiącu styczniu ma bardzo słaby wynik. No ma, podobnie jak wszystkie inne sklepy, bo styczeń już taki jest. Nie jest ważne, że w listopadzie i grudniu zwyżkowałam

Otrzymałam więc umowę na kwotę taką jaka była w okresie próbnym, czyli po prostu śmieszną. Jak sobie od mojego zarobku odejmę koszt dojazdu do pracy (kawał drogi) oraz moje stałe miesięczne opłaty, to mi zostanie 100 zł na życie, + 350 zł alimentów - bogactwo

Do tej pory miałam jeszcze dodatek aktywizacyjny z urzędu pracy, ale właśnie mi się skończył, więc... nie wiem co zrobię.

W dodatku okazało się, że ja podwyżki nie dostałam, ale moje dwie pracownice owszem, dostały po 200 złotych. Jak sobie policzę moje nadgodziny, których nie odbieram, bo nie mogę i nikt mi za nie nie płaci, to okazuje się, że stawka godzinowa mi wychodzi nieco niższa niż sprzedawcom w sklepie

Odbieram to więc tak, że szef miał nadzieję, że mu tymi papierami rzucę, bo nie wiem jak to inaczej rozumieć. Jestem załamana. Musi mi przejść, ale... Czuję się jak dziwka, jak ostatnia szmata, która pozwala sobą pomiatać, której brak honoru i godności osobistej - nie dość że się sprzedaję, to jeszcze za śmieszne kwoty - jak bym była młodsza, to bym może na ulicę wyszła - upokorzenie takie samo, a kasa chyba lepsza

Szukam pracy, ale bez skutku na razie - wstyd mi, że nie stać mnie na to, żeby powiedzieć temu dupkowi co o nim i jego faszystowskich metodach zarządzania strachem myślę
