Jeszcze raz dziękuję za Wasze wsparcie
Uff, jestem już - znów w domu. Dzień koszmarnie wyczerpujący. Przyjęli mnie. Ciągłe bieganie - tomografia, kroplówki, badania, zastrzyki, ale najgorsze diagnozy nie potwierdziły się. Dzień na maksa zwariowany (emocje!), ale dobrze, że w jeden dzień można wszystko (prawie

) sprawdzić. Trochę leków przypisali i za jakiś czas kontrola. Ale nie muszę leżeć w szpitalu

I Nikunia nie musi tęsknić

Ruru miałaś rację, przywitanie (choć to tylko doba, a Niki bywała już dłużej sama, tylko doglądana, teraz miała pełną opiekę) było cudowne

Ja nie mogłam się doczekać, ale Niki... na widok miauczała
bezgłośnie, ale tuliła się, łasiła, więc szybko się przebrałam i siadła - od razu była na kolanach i nie schodziła z nich dłuuuuuugo. Ani kręcąca się obok mama jej nie rozpraszała, ani nawet jak siostrzenica, gdy przyszła, tylko jak obiad pojawił się na stole, to czasem główkę podnosiła, ale leżała dalej z brzuchem na górze i mruczała, spała. Musiałam się podzielić piersią drobiową - była przeszczęśliwa

Niki poprawił się apetyt. Mama mówiła, że wszystko jadła w mig, tylko zdążyła jej dać do miski

W sumie 50-55 g na dzień dla Niki to jakoś mało... Dzisiaj popołudniu mama dała surową wołowinę. Nikunia trochę zjadła w kuchni i poszła (a była głodna, bo już się upominała o jedzenie). Mama zaniosła miskę do pokoju - wołowiny po chwili nie było

A gdy potem pisała mi o tym w sms-ie, ja odp.:
"Kochane słoneczko."
Na co mama:
"Ja czy Niki?"
Ja: "Niki". (chyba była zawiedziona, zwłaszcza po sukcesie z wołowiną

więc musiałam oddzielnie jej wytłumaczyć Kim jest

).
W nocy nie wiadomo gdzie panna spała, może w pudełku gdzie zostawiłam jej poszewkę z mojej kołdry (Dite, no tak sobie właśnie pomyślałam, aby zostawić jej "trochę siebie"). Dopiero nad ranem przyszła do mamy, lekko się oparła, a gdy mama otworzyła oczy zaczęła cicho miauczeć - chciała jeść.
Dobrze, że już w domu i wszystko wraca do normalności...