Mnie to TŻ niedługo wystawi razem ze Stellą na ZEWNĘTRZNĄ

Własnie o to mi chodzi - zagryzc zęby, nie cudować, nie nadskakiwać, nie zgadywać o co chodzi. Dzisiaj próbuję być twarda

w sensie - proponuję zabawę: bawią się to super - a nie, to nie. Ale jak 5 minut potem Stella zaczyna się drzeć (a gwarantuję że tak jest za każdym razem) - nie reaguję. I własnie to mi doradza mój poradnik - poswięcać uwagę, bawić się, ale nie ustępować w takich chwilach. Bo będzie coraz gorzej - i jest.
Stella przed rujką z pewnoscią nie jest. Ona wysterylizowana, a rujki u kota doswiadczyłam - nie tak to wygląda. Ona ma jakąs ruję mózgową chyba
60 metrów to powinno wystarczyć. W salonie oczywiscie musi być, bo tu jest pokój kocięcy

Tyle że kontakt jest jedynie przy drzwiach, a ich pokój zabaw po drugiej stronie. A jak pociągnę przedłużacz, to Alfik potraktuje kabel jak zabawkę. Ale jak 60 m, to spoko, damy radę.
Jedzenie podawane dla odwrócenia uwagi nie działa. Zje i drze się dalej. To nie są chwilowe pokrzykiwania, to jest darcie się non stop, godzinę i więcej, aż zasnie. To nie jest bardzo głosne, ale te dźwięki, które wydaje, są strasznie wysokie, no słowo daję brzęczenie komara - i równie upierdliwe.
Ale nie boję się ich już zostawić razem samych w domu. Byłam na pierwszych zakupach, krótkich, ale jednak - po powrocie zastałam Stellę spiącą na łóżku w sypialni, a Alfiego w domku na drapaku. Generalnie ich wzajemne stosunki martwią mnie coraz mniej, raczej to wszystko, co się ze Stellą dzieje. Tak całkiem szczerze mówiąc zupełnie nie widzę korzysci z dokocenia, bo to miało być dla niej. Te chwile pogoni i wzajemnej "zabawy" nie są warte tego stresu i utraty wszystkiego, co się udało u Stelli wypracować od adopcji
