Jak dużo potrafi się zmienić prze krótki czas
Wczoraj, troszkę po tym jak napisałam ostatni post, nasza Matylda dostała ataku, chyba, padaczki

To było koszmarne. Nie widziałam wcześniej czegoś takiego. Zaczęła się nagle cała sztywna trząść, ślinić, dusiła się, nie mogła oddychać, na pyszczku pojawił się koszmarny grymas z językiem na zewnątrz. Posiusiała się bezwiednie. Po 23.00 ściągaliśmy weta. Dostała leki przeciwwstrząsowe, steryd i coś jeszcze. Nigdy wcześniej, przez ponad 3 lata swojego życia czegoś takiego nie miała.
Po podaniu leków, jak Matylda zaczęła dochodzić do siebie, czyli ok 1.00 w nocy położyliśmy się spać. Za każdym razem jak słyszałam ruch, upadek Matyldy zrywałam się i leciałam zobaczyć co się dzieje.
Ok. 5.00 rano jak wstałam za kolejnym razem, Grześ wstał i udał się do kibelka. Jak otworzył łazienkę, zobaczył krajobraz szamba do którego wrzucono granat
Na to wygląda, że Gabyś z przeżarcia dostała biegunki. Owszem załatwiła się obok posłania, ale niestety rozniosła wszystko na sobie po całej łazience

Siku było na podkładzie pieluchowym. Do pudełka nawet nie próbowała wejść
Łazienkę i Gabyś sprzątałam do 6,30.
Ale to nic. Najgorsze to stan mojej Tyldzi. Nie chcę by kiedykolwiek coś takiego się powtórzyło...