Wczoraj Burasia 2 razy wdarła się do azylu Guni i z radosnym pomrukiem "Hurrrrra! Nowy pokój!" zaczęła obiegac wszystkie kąty. Gunia, siedząca spokojnie na fotelu, natychmiast zareagowała wsciekłym sykiem. Za pierwszym razem szybko zabrałam Burasię z pokoju, za drugim - wzięłam na kolana i posiedziałam tak chwilę na innym fotelu. Gunia cały czas syczała, przestała dopiero, jak Burasię wyniosłam. Burasia oczywiście wcale się sykami Guni nie przejęła i za wszelką cenę usiłowała rano sforsować drzwi po raz trzeci
I teraz nie wiem - czy to przemawia za wypuszczeniem guni czy wręcz przeciwnie...
Mimo wszystko Gunia jeszcze ciągle bardzo się boi. W końcu upłynął dopiero miesiąc. Na razie Gunia przyswoiła sobie pewne regularnosci czasowe - pory posiłków, kiedy zawsze staram się znaleźć czas na pogłaskanie jej przez parę minut - oraz porę wieczorną, kiedy przychodzę na godzinę i po prostu jestem z nią - przynoszę coś smacznego, zabawiam myszką, gadam, albo po prostu kładę się na kanapie (człowieka w pozycji leżącej kot zawsze mniej się boi). Gunia już wie, kiedy się mnie spodziewać i czeka pod drzwiami - czyli te doświadczenia są dla niej pozytywne. Boję się, ze ten jej ledwo trochę uporządkowany swiat zawali się zupełnie, jak ją po prostu wypuszczę.
Oczywiście - bardzo bym chciala dołączyc Gunię do stada - bo nie mam czasu siedzieć z nią, a ta godzina wieczorem jest "urwana" z czasu na sen, przez co znów chodzę permanentnie niewyspana, ziewam i usypiam na siedząco, bo 5 godzin snu to dla mnie po prostu za mało.
Gunia w stadzie była zawsze zazdrosna o nasze względy i waliła łapą koty, które próbowały zajmować naszą uwagę. Ale Gunia nie była odważna, wielu kotów się bała. Generalnie - jej pozycja w stadzie wynikała z "wyróżniania" Guni przez nas, natomiast Gunia z natury była raczej samotnicą i z żadnym kotem nie wchodziła w przyjazne stosunki... Nie, chyba jeszcze poczekam z tym wypuszczeniem, przynajmniej nie w ten weekend..