Uprzejmie informuję fanclub, że idę się powiesić.
Wiem oczywiście, że ilościowo moje kocie problemy to pestka, ale z wiekiem robię się nerwowa

Mamba oczywiście się nie pojawiła, więc oswajanie stoi, a nawet zapewne się cofa. Za to dziś, wracając z pracy, spotkałam na drugim końcu bloku szyldkretkę przecudnej urody - czarna z rudymi maźniećiami i białymi skarpetkami. Kotka jest mi znajoma, bo widywałam ją często w jednym z ogródków - na ulicę nie wychodziła i wyglądała na zadbaną, poza tym nie wyrażała najmniejszej chęci do zawierania znajomości. Tym razem zabiegła mi drogę miaucząc, dała się pogłaskać, wciągnęła saszetkę whiskasa, którą "przypadkiem" miałam w torebce, a następnie zaczęła mruczeć i barankować co się dało. Wzięłam ją na ręce i po bliższym oglądzie okazało się, że ma skaleczoną dolną powiekę, a z oczka leje się przezroczysty płyn. Poza tym jest bardzo chudziutka - wszystkie kręgi można policzyć. Na kotną nie wygląda - na razie
Kiedy ją zostawiłam rozglądała się niepewnie, jakby nie wiedziała dokąd iść...
Wtajemniczeni wiedzą, że wzięcie trzeciego kota oznacza w moim przypadku poczwórną bezdomność (tzn. ja i 3 koty). Mam jeszcze cichą nadzieję, że kicia jednak jest czyjaś, że cudownym zrządzeniem losu jest wysterylizowana, a skaleczenie (niewielkie zresztą) szybko się zagoi. Będę ją obserwować, dokarmiać - i zobaczymy....