Witam wszystkich sobotnio!

Wczoraj był jakiś kosmiczny dzień . Koło 12 przeszła u nas gwałtowna burza z obfitymi opadami deszczu, piorunami, błyskawicami i porywistym wiatrem. Burza trwała krótko choć intensywnie. Po burzy na moment powietrze stanęło w miejscu i zrobiło się tak niesamowicie duszno ,że nie było czym oddychać jakby ta burza z powietrza wyssała cały tlen. Za moment wróciło wszystko do normy bo znów zaczął wiać wiatr.
Po pracy poszłam tylko kupić truskawki bo ostatnio mi się jakoś bardzo jadłospis zmienił i zaplanowałam sobie na obiad truskawki z jogurtem i stojąc po te truskawki myślałam ,że mi łeb urwie tak wiało. Ledwo doszłam do domu bo aż mnie zatykało. W domu pozamykałam okna bo wiatr mi po chałupce hulał i nawet Pola miała cykora wyjść na balkon. Wyciągała tylko szyję jak żyrafa przez uchylone okno ( oczywiście zabezpieczone przed zatrzaśnięciem ) a zakocie zostawało w domu.
Po moim truskawkowym obiadku postanowiłam obejrzeć meczyk Włochy - Szwecja i położyłam się . No i to była moja pomyłka. Od tego czasu przysypiałam co trochę i tak mi zeszło do dzisiejszego rana. Chwała twórcą telewizorów za wyłącznik czasowy bo inaczej mój telewizor grałby całą noc.
Przez tą pogodę - burze i porywisty wiatr - musiały być jakieś gwałtowne zmiany w ciśnieniu bo ze spaniem nie mogłam sobie poradzić . Po prostu odpływałam na godz czy dwie by na chwilę obudzić się i od nowa odpłynąć w objęcia Morfeusza.