
A tak na serio, to w tej chwili pracuje tylko TŻ, ja studiuję dziennie i pracowałam w czasie studiów dorywczo przez prawie rok, niestety moja była już szefowa co miesiąc mnie, że tak powiem, wy*****ła i obcinała wypłatę o połowę, dlatego ponieważ bo tak. Chociażby, robiłam razem z nią inwentaryzację, wyszło braków na 50zł. Nic dziwnego, norma, kradną tam na potęgę, a jedna osoba nie jest w stanie upilnować (to był salonik prasowy). Spoko, miało być 500zł, będzie 475zł, bo braki dzielą się na dwie osoby tam pracujące.
Dostałam wtedy 200zł. Bo ja to sobie policzyłam jeszcze raz sama, wiesz, brakowało jeszcze 3 wagonów papierosów. Na moje pytanie, dlaczego to nie wyszło, kiedy robiłyśmy inwentaryzację we dwie, i dlaczego sobie sama liczy jeszcze raz, zbyła mnie, że ona tu jest szefową, to wie. Wzięłam te moje 200zł i powiedziałam, żeby znalazła sobie innego jelenia do wykorzystywania.
Także nie spieszy mi się do pracy... Chociaż już raz nawet byłam na rozmowie kwalifikacyjnej, ale tak jakoś... Przyjęli mnie, ale ja grzecznie podziękowałam. Ze strachu. Poza tym, teraz mam taki plan, że chyba tylko roznoszenie ulotek by pasowało - poniedziałek na uczelni od 8-21, reszta dni po 1-2 zajęcia w środku dnia. Dziś mam na 14 na przykład.
Póki nie skończę studiów albo nie wygramy w totka, to nie ma sensu. Nawet, jakbyśmy je mieli, to ciężko je utrzymać z jednej pensji TŻ, mimo, że wcale nie zarabia najniższej krajowej.







