
Przyszłam trochę sobie poodkurzać, koty z kątów powykurzać

Grubas mi się lekko posypał zdrowotnie, nie wiem jeszcze na ile to poważne, ale część dolegliwości jest z gatunku najbardziej upierdliwego, który można określić : abotoniewiadomocomujest
Wypadkowa różnych pomniejszych bolaków fizyczno psychicznych.
Grubas to hipochondryk, neurastenik, boidupa. Myślę, że w ludzkiej formie byłby absolutnie niestrawny.
Tłuściutki facet, taką miękciutką tłustością, z miękkimi łapkami i paluszkami jak serdelki. Różowiutki taki, w za małym kapelutku od słońca i pulowerku z misiem, bo to jednak wiatr i przewiać może. Drobiący kroczkiem drobno-posuwistym, bacznie rozglądający się na boki, bo przecież za rogiem może się czaić koniec świata
Dobrze, że jest kotem, nawet jeżeli bardziej króliczkiem.
Podanie leków też jest wyzwaniem, nie logistycznie, logistycznie to można go nadziać wszystkim jak tuczną gęś, ale on ma jakieś dziwne reakcje, które nie są ujęte nawet w skutkach ubocznych. No wymyka się statystykom.
Na razie opanowane weterynaryjnie mamy : Czyszczenie gruczołów, chyba muszę to robić częściej, jemu jednemu się zatykają.
Leczymy struwity i stan zapalny pęcherza, na szczęście niezbyt poważny, więc bez antybiotyków.
Niewiadomego pochodzenia świąt skóry objawiający się wygryzieniem sobie futra na brzuchu i reakcjami przypominającymi niestety zespół falującej skóry.
Pierwotnie obstawiane było, że to reakcja bólowa na stan pęcherza, ale zauważyłam pojawiające się czasem maleńkie nieliczne krostki na brzuchu.
Pasożytów skórnych brak, łupieżu też, futro i skóra czyste, nic się nie skleja, nie przetłuszcza, nie sypie, choć nie wygląda, próbki poszły na mykologię, na razie nic nie rośnie, w badaniu mikroskopowym grzybów brak, nic nie świeci pod lampą.
Poprosiłam o podanie czegoś przeciwświądowego, żeby zobaczyć, czy to ból, czy świąd.
Dostał steryd w zastrzyku, działający do 48 godzin.
I się zaczęło, nadmierne picie, nadmierne sikanie, ok, uprzedzona zostałam, ale on miał fazy, jakby był naćpany, jak po relanium, siedziałam przy nim prawie całą noc z soboty na niedzielę w gotowości, żeby jechać do całodobówki, na szczęście objawy zelżały i w niedziele już było lepiej, w poniedziałek całkiem ok.
Od momentu podania sterydu na razie przestał się wygryzać, tfu, tfu, tfuuuu, nie wiem jak długo to potrwa i co jak zacznie.
Steryd obniżył i tak zaniżoną teraz odporność i mam kota z katarem, takim bardzo ludzkim katarem, przeziębieniowym. Oczy czyste, wydzielina przeźroczysta, temperatura nieznacznie podwyższona, ale kicha jak z armaty. Na razie dostaje wspomagacze na odporność, dzisiaj już lepiej, więc może uda się bez antybiotyku.
Wyszorowałam chatę, wszystko z czym ma styczność wyprałam w płynie do pieluszek niemowlęcych z dwukrotnym płukaniem.
Chemii w domu prawie nie używam, do czyszczenia mam myjkę parową, taką solidną 5 barów.
Kupiłam karmy bez kurczaka, konserwantów, zboża, ziemniaków, itp...
Uczula go coś ? Choroba autoimmunologiczna ? Ufo go zakaziło nieznaną bakterią ?
Tera nie wiem, przestał się wygryzać, bo mu ulżyło i przeszło złe co było, czy przestał, bo w chwili obecnej jak każdy facet zajęty jest umieraniem na katar.
A robi to bardzo spektakularnie, to nie jest kotek, który przy złym samopoczuciu będzie się jakoś ukrywał, czaił, nie, jego trzeba dopieszczać, otulać kocykiem, miseczki pod noc podstawiać, ogólnie trzeba się w takich razach bardzo kotkiem zajmować.
Ogólnie wyniki krwi ma dobre, poza niestety hormonem tarczycy i tu leży kość pogrzebana a nawet całe ossuarium.
Na Usg nie widać zmian w tarczycy, za około trzy tygodnie powtórne badania z rozszerzonym profilem tarczycowym i ewentualnie wtedy będę sobie rwać włosy z głowy.
Wstępnie orientowałam się w możliwościach i mamy plan A, B i C.
Tak na poważnie to denerwuję się bardzo tą jego ewentualną nadczynnością, czas oczekiwania na wynik badań będzie trudny.