Dzisiaj mieliśmy próbę sił...
Ja i mój z metra cięty po długości...
Walka trwała 40 minut...walczyliśmy o maleńką serwetkę...leżała sobie na kwietniku...na niższej półce...nikomu nie wadziła...do momentu, kiedy wypatrzył ją ŁOTR!
Dużej na stoliku już nie zauważa, odkąd ściągnął ją razem z książkami i cukiernicą...nauka nie poszła w las...
Jutro na maleńkiej serwetce położę jakiś przedmiot...
Uparty jak osioł...
Łapał serwetkę w zęby i w nogi...ja zanim...zabierałam mu z 15 razy...on 15 razy zabierał z kwietnika...
Byłam bardzo cierpliwa...
On też...
Prośby łagodnym głosem traktował jako zabawę...
Grożenie gazetą ignorował...(
gazety siem czyta, a nie bije małe pieski)
Na krzyk reagował odszczekiwaniem się...z serwetką w pysiu...
A zmaltretowana serwetusia wygląda tak

Stąd znikała...


Sprawca wygląda tak...

Zmaltretowanej siebie nie pokażę...
Kropcia ma wszystko gdzieś...

Lalunia lekko poirytowana...

Kacperek mający wszystko pod ogonem, ze stoickim spokojem udał się do kuchni na mecz...

Wojna zakończyła się rozejmem...
Do akcji wkroczył Małż ...
Serwetka wylądowała w koszu do prania, jamniś poszedł do ogródka a ja...
A ja się nie przyznam, co usłyszałam od Małża
