Wszystkie bóstwa (przed patriarchalnym systemem kościelnym każdy to wiedział) to tylko maski Prakosmicznej Zasady Wszechświata, wykraczającej poza wszelkie imiona i formy w jakie chciał pochwycić je człowiek swym zbyt prostym umysłem. Wiadomo bowiem, że jedynym czystym Absolutem jest Wszechświat, którego wszyscy jesteśmy częścią, więc zarazem jesteśmy NIM. Więc czy to będzie pambuk, Odyn, Ra, Budda, Swarog i setki a może tysiące innych, każdy z nich jest tylko maską, ułatwiającą człowiekowi, upraszczając w miarę pojąc niepojęte.
A Wszechświat jest wobec nas obojętny (jak również, czyli logiczne - zarazem każdy "bóg"), po to mamy wolną wolę, pozwala nam istnieć, a co my ze swoim istnieniem zrobimy leży li i jedynie w naszych rękach.
Co do run, jeżeli nie będziemy starali się ich zrozumieć, parząc na nie odgadywać ich znaczenie, rozmawiać z nimi, one też nam nie odpowiedzą. Wszystko leśny w naszej podświadomości. Jeżeli uważam, że np dziś mi jest potrzebna runa Uruz, to nie kończy się na tym, że maluję ją sobie na drewienku, wkładam do kieszeni i już jest halo. Nie, jest medytacja, afirmacja, szczera prośba i najważniejsze wiara, że to zadziała.
Inaczej nie ma po co się w to bawić. Musimy runy rozumieć, wtedy one zrozumieją nas. Ktoś napisał, że Isa jest "na menopauzę", kurde ludzie, to nie pigułki. One mają setki znaczeń, i nie wybieramy jednego, to musi być spójna całość, wtedy może się i menopauza załapie
Chyba zaczynam pierdolić, więc się zamknę, bo mogę tak bez końca
