Moje koty VII. Koty na opak

blaski i cienie życia z kotem

Moderator: Estraven

Post » Sob gru 10, 2011 14:27 Re: Moje koty VII. Koty na opak

Tak mnie zaintrygowała ta historia, że aż się zdecydowałam ujawnić :oops:

Przy okazji, jako zakupoholiczka na chwilowym przymusowym odwyku, liczę chociaż na jakąś relację z wyprawy, yy, tego, z zakupów, znaczy się :mrgreen:

skaskaNH

Avatar użytkownika
 
Posty: 21090
Od: Pt lut 03, 2006 0:21
Lokalizacja: Kraków

Post » Sob gru 10, 2011 14:37 Re: Moje koty VII. Koty na opak

moś pisze: U mnie Jj wlasnie wrocil z zakupow a teraz lezy i oglada TVN Turbo. Nie wiem czy pachnie bo nie wąchalam.(...)
Mam ten sam obrazek przed oczami... o, własnie przełączył... leży, ale nie pachnie, tylko umiera po wczorajszej integracji z kolegami z nowej pracy :twisted:

skaskaNH

Avatar użytkownika
 
Posty: 21090
Od: Pt lut 03, 2006 0:21
Lokalizacja: Kraków

Post » Sob gru 10, 2011 17:35 Re: Moje koty VII. Koty na opak

anulka111 pisze:A Birfanka ma dwoch nowych facetow 8)

Widziałam 8) :ok:
skaskaNH pisze:Tak mnie zaintrygowała ta historia, że aż się zdecydowałam ujawnić :oops:

A wszak ciekawość ponoć zgubiła kota :lol: :strach:

Co do zakupów. Dzisiaj zaspokoiłam swój apetyt. No nie, nie całkiem, zaspokoiłam apetyt wyłącznie w najbardziej prostackim i powszechnym rozumieniu tego słowa. Czyli nakupiłam żarcia, zamówiłam żarcie i przemierzyłam pół Łodzi, żeby to zrobić dobrze. No i jeszcze przytargałam kroplówki dla Puti i Kulka (jadę do pani Hani, żeby jej pokazać jak to się robi); kroplówki dobra rzecz w sumie. Bo ileż możemy z nich mieć pożytków. Bo i kroplówke zrobić można i na popitkę można użyć w dramatycznym braku tejże, a na kacu za napój izotoniczny może posłużyć :idea: Oto pozytki z kota nerkowego :)
Lisa Campione jutro, bo jak sobie doliczyłam ze 2,5 godziny jak obszył w przymierzalni, to mi się już odechciało :twisted:

Co do wojowników, znaczy się cały czas rozmawiamy o wykopaliskach :roll: Bo ostatnich wojowników widziałam na cmentarzysku w Patokach :evil: niestety w stanie wykluczającym używalność - no chyba tylko, żeby zastąpić proszek z mumii, sławetne panaceum :cry:
Ja jednak staram się leżeć i pachnieć, niestety w sensie odpoczynku nie bardzo mi się układa, bo jak przychodzi co do czego to ja stoję na polu przy spychaczu a tzw wojownik zajmuje się w ciepełku szlachetniejszą stroną nauki :evil: Wojownik :roll:

A za chwilkę będzie o mumii, ale chyba Was rozczaruję :(
Dedykacja specjalna - kto się tłumokiem urodził, walizką nigdy nie będzie!

casica

Avatar użytkownika
 
Posty: 49062
Od: Pt mar 30, 2007 22:12
Lokalizacja: Łódź

Post » Sob gru 10, 2011 17:42 Re: Moje koty VII. Koty na opak

casica pisze:(...)A za chwilkę będzie o mumii, ale chyba Was rozczaruję :(

Buuu :crying:
Rozczarować to ja się rozczarowałam relacją z zakupów, myślałam, że jakieś ciuchowe czy nawet obuwnicze szaleństwo miałaś w planach ;)
Chętnie poczytam zatem o mumii -cokolwiek.

skaskaNH

Avatar użytkownika
 
Posty: 21090
Od: Pt lut 03, 2006 0:21
Lokalizacja: Kraków

Post » Sob gru 10, 2011 17:45 Re: Moje koty VII. Koty na opak

Ja Cie nie rozumiem, zrezygnować z przymierzalni? :roll: :lol:
To rozczarowuj :!:
Żegnaj Budusiu......tęsknimy

moś

 
Posty: 60859
Od: Wto lip 06, 2004 16:48
Lokalizacja: Kalisz

Post » Sob gru 10, 2011 17:46 Re: Moje koty VII. Koty na opak

Mosia- skaska- dwie..bratanice :?: :piwa:
Żegnaj Budusiu......tęsknimy

moś

 
Posty: 60859
Od: Wto lip 06, 2004 16:48
Lokalizacja: Kalisz

Post » Sob gru 10, 2011 18:07 Re: Moje koty VII. Koty na opak

Dziewczęta drogie, szaleństwo z ciuchami jutro nastąpi. Dzisiaj mam przed sobą jeszcze dwie kroplówki, w tym jedną wyjazdową :twisted: Piszę o mumii, w drugim oknie :)

edit: i prosze mi przypomnieć, żebym nie kupowała spodni :twisted:
No dobra, chyba, że będą jakieś szczególnie odlotowe :oops:
Dedykacja specjalna - kto się tłumokiem urodził, walizką nigdy nie będzie!

casica

Avatar użytkownika
 
Posty: 49062
Od: Pt mar 30, 2007 22:12
Lokalizacja: Łódź

Post » Sob gru 10, 2011 18:14 Re: Moje koty VII. Koty na opak

moś pisze:Mosia- skaska- dwie..bratanice :?: :piwa:

No ba :piwa: :smokin:


P.s. Spodnie! O, własnie, miałam dziś popatrzeć na spodnie i zapomniałam. A nie chce mi się już z domu ruszać :roll:
Namiętnie pożądam szarych dżinsów, bo moje ukochane przetarły się. Nie czarne, nie niebieskie, tylko właśnie szare...

skaskaNH

Avatar użytkownika
 
Posty: 21090
Od: Pt lut 03, 2006 0:21
Lokalizacja: Kraków

Post » Sob gru 10, 2011 18:17 Re: Moje koty VII. Koty na opak

A ja beżowe :lol: spodnie znaczy sie
casice chyba o spodnach przypomnimy :twisted:
Żegnaj Budusiu......tęsknimy

moś

 
Posty: 60859
Od: Wto lip 06, 2004 16:48
Lokalizacja: Kalisz

Post » Sob gru 10, 2011 18:20 Re: Moje koty VII. Koty na opak

skaskaNH pisze:
moś pisze:Mosia- skaska- dwie..bratanice :?: :piwa:

No ba :piwa: :smokin:


P.s. Spodnie! O, własnie, miałam dziś popatrzeć na spodnie i zapomniałam. A nie chce mi się już z domu ruszać :roll:
Namiętnie pożądam szarych dżinsów, bo moje ukochane przetarły się. Nie czarne, nie niebieskie, tylko właśnie szare...

Aaaaa mam, mam, grafitowe, no mozna powiedzieć szare. Też od Lisy Campione. Powiem nieskromnie - zajebiste :)
Dedykacja specjalna - kto się tłumokiem urodził, walizką nigdy nie będzie!

casica

Avatar użytkownika
 
Posty: 49062
Od: Pt mar 30, 2007 22:12
Lokalizacja: Łódź

Post » Sob gru 10, 2011 18:25 Re: Moje koty VII. Koty na opak

Co do mumii i mojego z nią dziwnego zdarzenia. Pamiętać należy, iż jestem nieodwołalnie zepsuta i skrzywiona niezmiennym racjonalizmem, zawodowym pragmatyzmem i ogólnym niedowiarstwem. Nie wierzę w duchy, nie wierzę w zjawiska paranormalne, a ponieważ nie wierzę to ich nie doświadczam. O!
Mumie, szkielety, cmentarze, krypty - to lubię, oczywiście na swój jedyny zboczony sposób :P

Ale raz, raz jedyny zdarzyła mi się rzecz dziwaczna, która jednak może mieć nieznane mi a proste wyjaśnienie, tego nie wykluczam.
Jedno z naszych mieszkań w Aleksandrii wynajmowaliśmy (jako misja archeologiczna) od bardzo słynnego psychiatry. Psychiatra ów, jako doskonale wykształcony, lubiany i popularny znaczy się "wzięty" a nawet rozchwytywany, praktykował od lat w Arabii Saudyjskiej i tam zarabiał ogromna kasę kładąc na kanapce różne wahabickie tuzy. Psychiatra taką miał skazę, że był zawołanym spirytystą i w ogóle zajmował się dziwnymi rzeczami. Ściany mieszkania obwieszone były najdziwniejszymi obrazami - a to mumifikacja, a to jakieś dziwaczne rytuały, a to jakieś nieprawdopodobne sceny, niektóre z dedykacjami od pacjentów, w rodzaju - dziękuję za poprowadzenie mnie na drugą stronę, w sensie, że razem podróżowali po zaświatach. I niech mi ktoś powie, że hasło - lekarzu lecz się sam, nie jest jak najbardziej na miejscu.

Wesoły psychiatra-spirytysta raz w roku przyjeżdżał do Egiptu i było to zawsze w okresie kiedy szef naszej misji miał urlop i mieszkanie było puste. Pan Wojtek do Polski, psychiatra do Aleksu i tak to się działo. Wyjeżdżając tego lata, oddał nam psychiatra klucze (a miał jeden jedyny komplet) i poniosło go do Arabii. Minęło kilka dni, pan Wojtek wylądował w Kairze, a my z kolegą poszlismy sprawdzić czy wierna sługa ładnie wszystko posprzątała, generalnie czy wszystko jest ok. No i było. Ale w mieszkaniu - doskonale nam znanym i dość ascetycznie urządzonym (poza bogactwem pacyków na ścianach), pojawił się nowy element. Przedziwna, dość sporych rozmiarów szkatułka na ławie w salonie. Szkatułka z wyglądu kosztowna, no nie taka jak z byle sklepu, nie, nie. Z bardzo wypasionego antykwariatu raczej. Patrzymy na siebie z Grześkiem zdumieni - co to? Nie mamy pojęcia. Jakieś toto dziwne było, postanowiliśmy wynieść na balkon i sprawdzić zawartość. Jakoś było nam dziwnie grzebać w cudzych rzeczach, ale oboje byliśmy przekonani, że tego tu nigdy nie było. Co do wojowników, odpoczynku oraz innych mitów, to zaznaczam, że Grzesio na wstępie powiedział - ale ty sprawdzisz, dobrze? Bo jak mówię, a nie potrafię pewnie tego przekazać, szkatułka budziła w nas jakiś opór, jakąś niechęć, no cos dziwnego. Uchyliłam wieko, i włożyłam rękę na ślepo, czuję kształt. Kształt skojarzył mi się pistoletem pojedynkowym 8O To mówię do kumpla, słuchaj, chyba to jest pistolet. Grzesiek na to, ooo to wyjmij. Wyjęłam i....
Ucięta w nadgarstku, zmumifikowana dłoń, z zachowanymi pięknie palcami, z obrzydliwie długimi paznokciami (w tym akurat przypadku wyglądało to jakoś obscenicznie), pod paznokciami zaś czarna warstewka czegoś, bleee. No jak nie robią na mnie wrażenia takie szczątki, tak tym razem poczułam się nieswojo. Omal mi to łapsko nie wypadło za balkon. Okropne, to było jakieś okropne uczucie nie do opisania, jakbym dotknęła czegoś obcego. Brrr, do tej pory tak to czuję gdy wspominam.
Kolega reagował podobnie, a przecież też był doświadczonym archeologicznym zboczkiem no i nie takie numery się wywijało na praktykach :twisted:

Odstawilismy świństwo na miejsce. Stwoerdziliśmy, że pewnie psychiatra zapomniał zabrać jakąś swoją ulubiona rytualną zabaweczkę. A przede wszystkim, źli ludzie, cieszyliśmy się na myśl co zrobi pan Wojtek jak to zobaczy. Bo on, w przeciwieństwie do nas (architekt wszak, nie archeolog) na wszystkie zjawiska tego typu był otwarty, wierzył w duchy i w ogóle można go było nawet postraszyć. No to przyjechał, dalismy mu klucze z fałszywym uśmiechem, że niby wszystko ok. I czekamy. Czekamy aż przybiegnie roztrzęsiony i z rozwianym włosem gdy pozna zawartość swojego nowego sprzętu. I nic. No kurde nic się nie dzieje. Eh, źle. Nuuuuda. Następnego dnia podpytujemy i nic. W końcu opowiedzieliśmy wszystko - nie, nie było żadnej szkatułki. I co dziwne - nikt jej nie mógł zabrać, nikt poza nami nie miał dostępu do mieszkania, przepytaliśmy na wszelki wypadek recepcjonistę budynku - czy ktoś po nas tam wchodził? Nie, tylko pan Wojtek następnego dnia. Przepytaliśmy służącą - widziała szkatułkę? Nie, ławę w salonie przecierała, nic na niej nie stało.
Zniknęła więc tak dziwnie, jak się pojawiła. Słowo.
Dedykacja specjalna - kto się tłumokiem urodził, walizką nigdy nie będzie!

casica

Avatar użytkownika
 
Posty: 49062
Od: Pt mar 30, 2007 22:12
Lokalizacja: Łódź

Post » Sob gru 10, 2011 18:36 Re: Moje koty VII. Koty na opak

Wow! Zatkało mnie :roll:
A może po prostu pan Wojtek zaopiekował się szkatułką, pozbywszy się wcześniej zawartości?

Opis pana Wojtka nie wskazuje na to, ale pozory czasem mylą.

skaskaNH

Avatar użytkownika
 
Posty: 21090
Od: Pt lut 03, 2006 0:21
Lokalizacja: Kraków

Post » Sob gru 10, 2011 18:38 Re: Moje koty VII. Koty na opak

O kurka wodna, wszystko mi sie zjeżylo 8O
Żegnaj Budusiu......tęsknimy

moś

 
Posty: 60859
Od: Wto lip 06, 2004 16:48
Lokalizacja: Kalisz

Post » Sob gru 10, 2011 18:40 Re: Moje koty VII. Koty na opak

Nie, pan Wojtek jest poza wszelkimi absolutnie podejrzeniami. Ale trzeba go znać,jestem pewna na 100% że pan Wojtek szkatułki nie widział.

edit: dodam jeszcze, że wpuszczając wierną sługę, też nie rzuciła nam się w oczy rzeczona szkatułka, a powinna była.

No nic, jadę kroplówkować Kulka, kciuki poproszę, żeby nie było krwawej łaźni :) :ok:
Dedykacja specjalna - kto się tłumokiem urodził, walizką nigdy nie będzie!

casica

Avatar użytkownika
 
Posty: 49062
Od: Pt mar 30, 2007 22:12
Lokalizacja: Łódź

Post » Sob gru 10, 2011 19:53 Re: Moje koty VII. Koty na opak

Niestety, będę musiała do Kulka jeździć codziennie. Nie ma takiej opcji, żeby pani hania opanowała robienie kroplówek podskórnych. Juz ma zbyt sztywne stawy, nie radzi sobie z duża strzykawką, z igłą. Biedny Kulek :cry:
Dedykacja specjalna - kto się tłumokiem urodził, walizką nigdy nie będzie!

casica

Avatar użytkownika
 
Posty: 49062
Od: Pt mar 30, 2007 22:12
Lokalizacja: Łódź

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 736 gości