Straty byłby większe niż ta 100wka. Nie wspomnając o wydatku na weta - w przypadku zdrowia psychicznego moich kotów. Cholera jedna skacze Anfisie na kark, wbija w nią 4 łapami i gryzie, a raczej wgryza, aż nie usłyszy pisknięcia, albo jej nie odciągnę. No kurczę już nie wiem co robić. Anfisa to bardzo źle znosi - ona była w poprzednim domu strasznie dominowana przez zwierzaki i zyła pod meblami, u nas dopiero odżyła trochę, a tu znów pełen terror. Martwię się.
Pod ręką mam cały czas pistolet na wodę, zeby nie biegać za larwą po całym mieszkaniu. Skutkuje na sekundę. Odskoczy, poczeka i znów.
Jak już za bardzo szaleje to za karę zamykam ją az nie ochłonie w łazience. Ale niestety ta metoda także przestała skutkować, bo wyczaiła, że jak się uspokoi to ją wypuszczam, więc teraz, jak tylko zamkne drzwi siada grzeczniutko i nawet nie wyje
I jak ja mam sobie radzić z takim małym terrorystą?



