Jesień... teraz domowy...czyli Kroniki Złociejowskie

blaski i cienie życia z kotem

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Pon mar 10, 2008 21:48

Caty :king: dziękuję :D

Opowieści Domowego - ale się będzie działo :spin2:

myshka

 
Posty: 2706
Od: Wto wrz 11, 2007 21:24
Lokalizacja: Warszawa

Post » Wto mar 11, 2008 8:04

caty pisze:Teraz chyba kolej na opowieść domowego ...tak myslę.


:dance: :dance2: :dance: :dance2:
Obrazek Frania 03.01.2013 [*] na zawsze w moim sercu

madziaki

 
Posty: 2471
Od: Sob lip 15, 2006 16:21
Lokalizacja: Kraków

Post » Wto mar 11, 2008 13:28

Ufff, caty, aż odetchnęłam z ulgą, gdy tym razem Kot bezpiecznie dotarł na miejsce :) I Pacynka była :) Mrrrrrrrrruuuuuuuuuu :)

MaryLux

 
Posty: 163930
Od: Pon paź 16, 2006 14:21
Lokalizacja: Wrocław

Post » Wto mar 11, 2008 18:46

KRONIKI ZŁOCIEJOWSKIE



Jak to ongiś bywało, czyli opowieść pierwsza


Kiedy przyszedłem na świat jako siódmy syn siódmego syna w pokoleniu skrzatów domowych, które z racji swej długowieczności nosiły przydomek Wieczysty miasto było już na tyle stare, że nawet kamieniom ciężko było ruszyć się z miejsca. Stały więc tam, gdzie pozostawił je los, lub porzucił człowiek, obrastając mchem i mozaiką szarych porostów.
Powiadają że bardzo dawno temu, to znaczy jeszcze dawniej niż dawno, ktoś puścił pogłoskę, że w dolinie otoczonej z czterech stron łagodnymi pagórkami, porośniętymi sosnowym lasem znaleziono złoto.
Prawdę mówiąc ten ktoś, zasiadając na ciężkiej drewnianej ławie w mrocznej karczmie powiedział tylko „ złoto, czyste złoto” i nic ponad to, ale przysłuchujący się mu dwaj łazędze, z takich, co to nigdy grosza przy duszy nie maja a zajęcia wszelakiego się od urodzenia brzydzą, wykoncypowało, że człowiek ów znalazł żyłę złota, gdy nadeszła pora spoczynku skrępowali śpiącego powrozami i okrutnie bijąc kijem zmusiło do wskazania drogi.
A gdy już to uczynił wrzucili go do konopnego worka i nakładłszy do środka kamieni wrzucili do stawu, powrócili do wsi, zabrali łopaty i butelkę gorzałki i nie mówiąc nic nikomu udali się w drogę.
Złota rzecz jasna nie znaleźli, wypili co mieli i jak wieść gminna głosi utonęli w bagnie.
- Pewnikiem Błotne Licho ich na manowce wywiodło – orzekły rodziny i odetchnęły z ulgą.
A dolina stała zielona i rozległa, zapraszając szumem pluskiem rzeki, szumem wysokich sosen, wabiąc srebrnym księżycem na nowiu.
Zdaniem mojego Dziada, Jana Wieczystego, syna Eufrozyny i Makarego, sam Stwórca rzeczy wiecznych i przemijających musiał do powstania tego zakątka przyłożyć swój palec, bowiem znajdowało się w nim wszystko, co znajdować się powinno – rzeka wijąca się łagodnie pomiędzy wzgórzami, jezioro o piaszczystym dnie, gdzie nocą niby gwiazdy świeciły oczy raków, lasy pełne balsamicznego zapachu sosnowej żywicy i kawał błękitnego nieba nocami szczególnie bogaty w gwiazdy, które, gdy uniosło się głowę zdawały się być o wyciągnięcie ręki.
W tym to miejscu zamieszkał mój pradziad Makary, gdy w jednym z pierwszych domów zapłonął pierwszy ogień.
Trzeba wam wiedzieć, że wówczas ludzie i skrzaty żyli w największej przyjaźni, a świat ludzi i baśni splatał się ze sobą wzajemnie jak łodygi polnych kwiatów w świętojańskich wiankach…
Jesienią gospodarz małego domku stojącego na uboczu otworzył szeroko drzwi i głęboko się ukłonił. A potem postawił w progu kubek mleka i miskę pełną orzechów wymieszanych z miodem i powiedział :
- Zima za progiem czeka, czas ciężki dla człowieka, przybądź domowy skrzacie, kąt w domu czeka na cię. Otocz nasz dom opieką, są w nim orzechy i mleko, ogień w piecu buzuje i tylko ciebie brakuje.
Jesienny wiatr zaszeleścił suchymi liśćmi, uniósł je w górę i rozrzucił dokoła.
Człowiek zadrżał z zimna, ale czekał dalej.
Mój pradziad, Makary spojrzał na swoją towarzyszkę i pokiwał głową, a moja prababka Eufrozyna przytaknęła.
Wyszli z mroku i stanęli przed kulącym się z zimna człowiekiem.
- Witajcie – powiedział szczękając zębami.
Mój pradziad ukłonił się i wszedł do ciepłej sieni, a za nim wpadło kilka jesiennych liści.
Moja prababka podniosła liść z podłogi i powiedziała :
- Liść kasztana w podróży dużo szczęścia wróży…
Makary ujął ją za rękę i przekroczył kuchenny próg. Oko pieca błysnęło ciepłą czerwienią, a siedzący na podłodze kot cicho zamruczał.
Tak oto Makary i Eufrozyna zamieszkali za kaflowym piecem w niedużym domku stojącym na uboczu.

cdn
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Wto mar 11, 2008 18:54

Jak sympatycznie się zaczęło...
Caty, dziękuję :!:
Obrazek Frania 03.01.2013 [*] na zawsze w moim sercu

madziaki

 
Posty: 2471
Od: Sob lip 15, 2006 16:21
Lokalizacja: Kraków

Post » Wto mar 11, 2008 19:00

Melduję się 8)

myshka

 
Posty: 2706
Od: Wto wrz 11, 2007 21:24
Lokalizacja: Warszawa

Post » Wto mar 11, 2008 22:13

chciałam powiedzieć, że ta część opowieści jest dedykowana mojemu wspaniałemu, nie zyjącemu już Dziadkowi, który nauczył mnie czytać, opowiedzial pierwszą bajkę, zrobil pierwsze zdjęcie. Gdziekolwiek jesteś, Dziadku - teraz ja opowiadam. Jest noc, więc siadaj obok, moze mieszkasz w swoim starym biurku ? Może w młynku do kawy ? Ale na czas opowieści zamieszkaj razem z nami.
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Śro mar 12, 2008 7:46

Caty Kochana dziękuję Ci z całego serca za Bajusie Obrazek

W domu szpitalik,a ja nadrabiam zaległości w czytaniu
Zaraz poczułam sie lepiej i moja wyobraźnia ruszyła do przodu :D

Uwielbiam Ciebie i Twoje pisanie

Całuje mocno i mizianki dla Kociaków posyłam :D

Kociama

Avatar użytkownika
 
Posty: 23507
Od: Czw gru 07, 2006 18:34
Lokalizacja: Beskidy

Post » Śro mar 12, 2008 18:04

Jaka szkoda że Brązowy Kot zakończył swoją wędrówkę :(.
Ale na szczęście teraz Domowy będzie nam opowiadał :D

Ja mojego Dziadka znałam tylko z opowieści Babci... Miał ogromne poczucie humoru.

Ania z Poznania

 
Posty: 3378
Od: Śro gru 17, 2003 15:25
Lokalizacja: Poznań

Post » Śro mar 12, 2008 20:28

Był to, jak okazało się niebawem najtrafniejszy wybór, dom bowiem okazał się być takim, o jakim marzył każdy skrzat domowy.
Po pierwsze nigdy nie zapominano, aby napalić w piecu już od samego rana, za piecem zawsze stały miseczki, i zawsze były pełne, a kot okazał się być tak uprzejmym kotem, że trzymał się z dala od kubeczka z mlekiem i nawet wtedy, gdy mój pradziadek spotykał się z nim oko w oko kot nie próbował polować na niego jak na mysz, ale uprzejmie schodził mu z drogi leciutko poruszając czubkiem ogona.
Kot ów, jak na prawdziwego kota przystało miał lśniącą, pręgowaną sierść, a na łapkach białe skarpetki i dokładnie wiedział, kiedy ma zacząć mruczeć.
Wieczorne pacierze – jak żartobliwie nazywał jego kołysanki gospodarz rozpoczynał równo z nastaniem zmroku, pory, o której ludzie kładli się spać.
Kuchni, prócz dużego, solidnego stołu, krzeseł i kredensu z kolorowymi szybkami stała jeszcze szeroka, dębowa ława, na której wieczorami lubił przesiadywać gospodarz. Wyjmował wtedy z kieszeni fajkę, nabijał ją wonnym tytoniem, a błękitne kółka dymu powoli wirowały w złocistym świetle naftowej lampy.
Tak więc gospodarz palił fajkę, kot mruczał pacierze, polana trzeszczały w piecu, a za oknem wiatr strząsał resztki liści z zasypiających na zimę drzew.
Za piecem było ciepło i przytulnie, a pod pierzynkami, które uszyła i wrzuciła za piec gospodyni spało się znakomicie.
Płynął czas, odmierzany powoli i dostojnie przez wiszący na ścianie zegar z kukułką, kot przesypiał całe dni, a wieczorami udawał, że nie widzi jak pod ścianą, niby małe szare cienie przemykają myszy.
A kiedy za oknem spadł pierwszy śnieg i wokół domu zaległa poważna cisza przyszedł na świat maleńki skrzat, któremu dano na imię Jan.
Słysząc popiskiwanie dziecka kot wsunął za piec wąsaty pyszczek i zamruczał pytająco, a domowe myszy zamrugały paciorkami oczu.
- Witaj, Janie – szepnął kot, a dziecko uśmiechnęło się.
- Witaj, witaj – zapiszczały myszy i rozbiegły się na wszystkie strony.
O północy, gdy gospodarze kładli się spać Makary wyszedł zza pieca i oznajmił domownikom radosną wieść.
Gospodarz uścisnął malutką dłoń skrzata, sięgnął do kredensu i wyjął z niego nieduże drewniane pudełko.
W jego spracowanych palcach błysnął kawałek złotego łańcuszka.
- Na szczęście – powiedział, a Makary ukłonił się z szacunkiem.
Tej nocy cichy śmiech zza pieca ukołysał ludzi do snu.
W kilka dni później na świat przyszło ludzkie dziecko, które ułożono w drewnianej kołysce na środku kuchni.
Matka spojrzała w okno i stropiła się.
Za oknem wiatr zamiatał śniegiem , a spod ogromnej zaspy ledwie widać było płot.
- Toż zasypie nas po sam dach ! – zawołała, a kot prychnął z dezaprobatą.
Gospodarz objął ją i roześmiał się.
- Z głodu nie pomrzemy – powiedział. – Mąka na chleb jest, do obory tunel przekopiemy. Drewna na całą zimę starczy .
Wyjął z kołyski dziecko i podał je matce.
- A dziecko kto ochrzci ? – zapytała. – Po takiej zamieci ksiądz nie przyjdzie…A przecie na niechrzczonego tyle złego czyha…
- Czerwone od uroku, od strzyg, od złego wzroku - powiedział gospodarz, oderwał od koszuli czerwoną tasiemkę i zawiązał ją na kołysce. – A ochrzcić wodą można…przecie sam Bóg ją stworzył…
Matka poprawiła dziecku kaftanik i rozejrzała się po izbie.
- Powiadają „ chrzciny bez gości, mało radości” – szepnęła.
- No i kto powiada ? – gospodarz ułożył dziecko w kołysce . – Baby stare powiadają, bo nic innego nie mają do roboty, jak tylko bajać…
Za piecem zaszeleściło, zachrobotało i na środek kuchni wyszedł Makary.
- A ja do was, gospodarzu właśnie w sprawie gości przychodzę…Wybierają się do mnie dziecko zobaczyć, więc może…może i waszymi gośćmi będą ?
Matka i ojciec wymienili szybkie spojrzenia i zgodnie skinęli głowami.
Eufrozyna zawinęła dziecko w chustkę i wspiąwszy się zwinnie po biegunach kołyski położyła je obok ludzkiego dziecka.
Spojrzała na zegar i pociągnęła gospodynię za skraj fartucha.
- Czas płynie – przypomniała – wieczór nadchodzi…
Wkrótce w kuchni zapachniało goździkami i cynamonem, miodem i orzechami.
Kot mruczał tak głośno, ze aż rozlegało się echo, a śnieg za oknem ani myślał przestać padać.
Gospodarz założył kożuch, wziął łopatę i wyszedł przekopać ścieżkę do furtki, a gospodyni wyjęła z kredensu miski i makutry, tłuczki i moździerze.
Kiedy zapadł wieczór na stole przykrytym białym obrusem pojawiły się makagigi, pierniki, pieczone jabłka i wielki dzban kruszonu.
Gdy zaś zegar wybił północ coś zastukało w okno.
Z za pieca wyszedł Makary i skierował się w stronę drzwi.
W progu zatrzymał się i skinął na gospodarza.
- Czas powitać gości – powiedział.
Gospodarz położył rękę na klamce i ostrożnie otworzył drzwi.
Powiew wiatru wpadł do sieni, zamiótł śniegiem, a płomień stojącej na stole lampy zakołysał się i przygasł.
Z mroku i szalejącej śnieżycy wyłoniła się wysoka postać. Przestąpiła próg i zatrzymała się w sieni.
Gospodarz spojrzał na pokryte mchem kopyta i fajka wypadła mu z ręki.
- Witam śmiertelnych i wieczystych witam – rzekł dziwny gość.
- Witamy cię, Leśny – rzekł Makary i ukłonił się głęboko. Gospodarz idąc za jego przykładem pochylił kornie głowę, a Leśny dotknął jego ramienia swą sękatą dłonią.
Tymczasem w sieni nagle zaroiło się od obudzonych ze snu zimowego panien wodnych, diabłów polnych, krasnali w ciepłych kubrakach, strzyg i południc, tak, jakby wszelaki lud baśniowy zamieszkujący okolice zawitał z gościną. Na końcu pojawił się sam Utopiec w towarzystwie Błotnego Licha.
- Witam nowonarodzonego – rzekł Leśny pochylając się nad kołyską.
Ujął dziecko w dłonie wielkie i zielone jak pięciopalczaste liście kasztanowca, patrzył na nie długo i poważnie, aż w końcu na jego surowej twarzy pojawił się uśmiech.
- Oddaję ci, Janie pod opiekę to miejsce, szczególnie drogie memu sercu…Strzeż go i otaczaj opieka i miłością ludzi, ich domy i wszelkie zwierzęta niech twoi synowie żyją tu po wsze czasy, dopóki słońce będzie wschodzić i zachodzić dopóki rzeka płynąć będzie ku morzu, a lasy szumieć będą na wzgórzach….
Obudzone gwarem dziecko gospodarzy cicho zapłakało w kołysce.
Leśny odwrócił się ku niemu i podniósł je ku swej twarzy.
- Tobie zaś, ludzkie dziecię ofiarowuję miejsce na dom, dęby na stropy, podłogi i ławy. A skoro narodziłeś się tutaj, gdzie ongi złota szukano nadaję ci miano Jana ze Złociejowa…
Dziecko zamrugało oczyma i poruszyło ustami.
- Będziesz żyć długo i szczęśliwie – ciągnął Leśny patrząc w płonący jasno ogień jak gdyby z niego czytał przyszłość chłopca – a twoje dzieci i dzieci ich dzieci, choćby wiatr je rozniósł po świecie niby jesienne liście zawsze bezpiecznie powrócą do domu…
- Niech żyje Jan Wieczysty ! Niech żyje Jan Złociejowski ! – zawołały strzygi, skrzaty, krasnale, wiły i południce, Leśny zaś , oddawszy dziecko matce, usiadł na ławie i przyłożył do ust drewnianą piszczałkę.


cdn
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Śro mar 12, 2008 20:45

Piękne, po prostu piekne... no i kot pręgowany z białymi skarpetkami - zupełnie jak Filip mojej mamy
Obrazek Frania 03.01.2013 [*] na zawsze w moim sercu

madziaki

 
Posty: 2471
Od: Sob lip 15, 2006 16:21
Lokalizacja: Kraków

Post » Śro mar 12, 2008 21:26

Dzięki Caty :)

myshka

 
Posty: 2706
Od: Wto wrz 11, 2007 21:24
Lokalizacja: Warszawa

Post » Czw mar 13, 2008 19:39

2.
Dziwi was to pewnie – bo mnie też by zdziwiło, gdybym był człowiekiem – że ludzie i stworzenia należące do świata baśni zasiadali razem za stołem i razem się bawili, ale były to czasy, kiedy ludzie wierzyli w baśnie, a baśnie ufały ludziom…
Tak więc, kiedy w izbie rozległy się dźwięki muzyki ruszyli do tańca wszyscy – gospodarz, gospodyni i niecodzienni goście, a nawet kot Mruczek siedząc na kredensie poruszał do rytmu czubkiem ogona.
A kiedy od tańca rozbolały nogi wszyscy usiedli, gdzie kto mógł : najważniejsi za stołem, a inni na ławie, zaś Błotne Licho weszło do cebrzyka z wodą i aż rechotało z zadowolenia.
O świcie na stole nie pozostał nawet najmniejszy okruszek, a gdy w stodole na sianie zapiał kogut Leśny podniósł się z miejsca.
- Dziękuję za gościnę – powiedział, a drzwi same otworzyły się.
Pierwsze promienie słońca zabłysły w zwisających z dachu soplach, a śnieg zaiskrzył tysiącem diamentowych drobin.
Promienie słoneczne wpadły do środka , a kiedy Leśny i jego towarzysze stanęli w sienie splotły się na kształt złocistej bramy.
- Kiedy las zaśpiewa…- rzekł Leśny – nadejdzie czas.
Drzwi otworzyły się na oścież i nagle sień opustoszała., a o bytności baśniowego tłumu świadczyła tylko woda rozlana wokół cebrzyka i mokre ślady prowadzące ku drzwiom.

Mijał czas. Ludzkie dziecko rosło, uczyło się mówić i chodzić, a kiedy było już na tyle duże, by udawać się na podwórze samemu szło do furtki, opierało się o nią i wpatrywało w ciemną ścianę lasu.
- Czego tam wypatrujesz ? – zapytała pewnego dnia matka.
- Drzewa mówią – odpowiedział chłopiec.
- A co mówią ? - zapytał ojciec.
- A… śpiewają…
- A co śpiewają ?
- Pieśń leśną.
Chłopiec przymknął oczy jakby naprawdę słuchał czegoś, co w konarach drzew śpiewało…
Chłopiec pozostał przy furtce do zachodu słońca, a potem wszedł do domu i powiedział :
- Jak chcecie, to wam zaśpiewam.
I stanąwszy na środku kuchni jął mówić śpiewnym szeptem przypominającym szum drzew w gałęziach młodniaka.
- Szumi, szumi, las zielony,
Na polanie pień zwalony, tam zaklęty dom się wzniesie,
Skryty w cieniu, skryty w lesie,
Gdzie wiekowe dęby rosną,
Gdzie się modrzew kłania sosnom…
Ojciec uśmiechnął się i popadł w zadumę, a za piecem coś cieniutko zaśpiewało :
- Szumi, szumi las zielony,
Na polanie pniak,
Na nim Leśny zamyślony
Z głębi lasu daje znak,
By gdy lato już nastanie
Dom budować na polanie…
Baśń się plecie, baśń się snuje,
Leśny ściany zaczaruje,
Będzie dwór zaczarowany,
Mocne stropy, mocne ściany
A w nim, póki szumią lasy
Dobro, szczęście po wsze czasy
Ojciec podniósł się z ławy i spojrzał na syna.
- Jutro pójdziemy do lasu – powiedział.
- Jutro pójdziemy do lasu – odezwało się zza pieca ciche echo.
Tej nocy ani mój dziadek, ani chłopiec nie mogli zasnąć.
Dziecku śniły się wysokie sosny o złotej, spękanej korze, a młody skrzat wędrował podziemnymi korytarzami odwiedzając mysie nory, omijając lisie jamy i spoglądając w niebo kominami krecich kopców.
- A spijże wreszcie – matka napominała syna, gdy raz po raz zrywał się ze snu, aby sprawdzić, czy to już świt.
Kiedy słońce wdarło się do izby chłopiec ubrany do wyjścia spał mocno z głową na stole
I nie obudziło go nawet skrzypnięcie drzwi, przez które dwa szare cienie wymknęły się z domu i znikły w bujnej trawie…
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Czw mar 13, 2008 19:51

i co mogę napisać, żeby się nie powtarzać :?:
Po prostu wzruszające :1luvu:
Obrazek Frania 03.01.2013 [*] na zawsze w moim sercu

madziaki

 
Posty: 2471
Od: Sob lip 15, 2006 16:21
Lokalizacja: Kraków

Post » Pt mar 14, 2008 19:32

Tego lata kasztanowy koń gospodarza wiele razy przebył drogę znad rzeki do środka lasu wioząc biały kamień na fundament, i kiedy na łące pojawiły się pierwsze nitki babiego lata posady domu wznosiły się spomiędzy miękkich wrzosów.
Tworzące je kamienie ułożone były tak równo i zespolone ze sobą tak mocno, że ludzie z okolicy przebąkiwali nawet, że gospodarzowi w budowie pomagały siły nieczyste…
A jeśli mowa już o siłach nieczystych, ile razy słyszę coś takiego, to ogarnia mnie skrzacia pasja, ludzie bowiem niedouczeni są. Jak można mylić diabły pod ziemią mieszkające, te, co smołę w kotłach mieszają z diabłami polnymi, co łąk i lasów strzegą…Co prawda figla nierzadko złośliwego komuś spłatają, ot choćby Srala, diabeł chłopski, który nigdy smołą kopyt swoich nie splamił, za to pijaków i szubrawców nierzadko na moczary ściągnął i w tłustym błocie skapał, a często i wóz wraz z koniem po bagnach wodził, aleć tak ostrożnie, co by zwierzęciu krzywda żadna się nie stała, a woźnicę sponiewierało srodze…
Takoż ludzie Leśnego i mieszkańców lasu za siły nieczyste biorąc polane szerokim łukiem omijali, kreśląc na piersiach znak krzyża…
Prawda, że nocy pewnej Leśny z gęstwiny wyszedł, fundament obszedł dookoła i nicią pajęczą go otoczył, i że mógł go kto ze wsi przy tym dostrzec…
Może jaki wioskowy przechera niosąc worek jęczmienia , aby w beczce zacier postawić Licho Błotne dojrzał, jak wodę z rowu wychlapywało, albo Płanetnika, co chmury tyczką jak kozy przeganiał, aby deszczem nie siąpiły na plecy gospodarza…
Dość, że ludzie polanę leśną omijali i o nic nikt nie pytał – a to skąd drewno zdrowe, mocne na więźbę i stropy, a to skąd sosnowe deski pocięte równo z boku leżą…więc gospodarz rad był i kontent, że mu nikt w pracy nie przeszkadza, i że z drogi mu schodzą – bo też i nie wiadomo co takiemu, co z siłami nieczystymi trzyma do głowy przyjść może…
Tak na poły rękoma człowieka i na poły siłą baśni stanął na polanie dwór, otoczony starymi dębami, których konary obejmowały go miłośnie niby ramiona.
Ta część lasu stopniowo przeobraziła się w park otaczający dwór, a jako, że młody właściciel
kochał drzewa i – jak powiadali – znał się na nich nie gorzej niż sam Leśny miejsce to stało się wkrótce jednym z najpiękniejszych w okolicy.
We dworze zaś – prócz młodego dziedzica – zamieszkał, osiągnąwszy wiek dojrzały mój dziad, Jan Wieczysty, syn Makarego i Eufrozyny na mocy słowa danego Leśnemu pewnego zimowego dnia, gdy ludzie i skrzaty zasiedli razem do stołu.
Kiedy zaś młody dziedzic ożenił się, dziad mój również myśleć zaczął o odpowiedniej towarzyszce co, wbrew pozorom, wcale nie było łatwe.
Jedna była swarliwa, druga kłótliwa, trzecia – znała się na jakichś podejrzanych czarach i przebąkiwano, że potrafi człowieka w mysz zamienić za sprawą tajemniczych ziół
Więc zawieranie związku z którąkolwiek z nich było co najmniej ryzykowne.
Jednak pewnego dnia, gdy mój dziad wyszedł na przechadzkę i pogrążony w myślach zapuścił się aż nad rzekę dostrzegł drobną postać stojącą na brzegu i patrzącą w fale.
- Jam jest Jan Wieczysty, skrzat na złociejowskim dworze – przedstawił się , a nieznajoma ukłoniła się. Oczy miała niebieskie jak woda w rzece, a uśmiech ciepły jak nadrzeczny piasek.
Spotkali się na brzegu rzeki jeszcze parę razy, a mój dziad dowiedziawszy się, że jego wybranka nie trudni się czarami, ani nie ma zbyt ostrego i ciętego języka poprosił o jej rękę i niebawem wyprawiono huczne weselisko.
Wypadło ono akurat w dzień Świętego Jana, noc była więc ciepła, pełna gwiazd, a las pełen był tajemniczych szeptów i westchnień.
Klotylda – tak bowiem miała na imię moja babka - przyjęła wszystkich gości królewskim poczęstunkiem, i zabrawszy swój dobytek wprowadziła się za dworski piec jeszcze tej samej nocy.
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 10 gości