Relacja z dnia wczorajszego. Wykorzystując fakt, że po lekach migrena mi troche odpuściła, postanowiłam uprzątnąć żwirowisko i pozostałości po czymś, co kiedyś było dużym kartonem. Skończyłam, mimo pomocy maluchów i nakarmiłam towarzystwo. Od miski Tauriego dogoniłam Maybacha, po setnej próbie odgonienia Topika, zamknęłam go w toalecie. Napchawszy brzuchy, koty uspokoiły się, więc postanowiłam się położyć, bo z głową była gorzej, gdy Maybe nakablował, że mały w dalszym ciągu jest uwięziony. Zazwyczaj korzysta wtedy z toalety, następnie głośno protestuje przeciw takiej niegodziwości i drapie w drzwi. Tym razem był spokój, co wzbudziła moje uzasadnione obawy. Topik przerobił zapas papieru toaletowego na stos konfetti, wystarczający na sporą zabawę sylestrową. Pokonując zawroty głowy, sprzątnęłam i to. W międzyczasie Maybach postanowił mi unaocznić, że go zaniedbałam, zapominając o podaniu pasty odkłaczającej, oczywiście na wyczyszczonym uprzednio dywaniku. Cała trójka, z zapłem godnym lepszej sprawy, zagrzebywała dowód rzeczowy. Walcząc z mdłościami, sprzątnęłam. Na szczęście maluchy zajęły się zabawą dużym kłębkiem sznurka przyniesionym do owinięcia drapaka i tym razem mi nie pomagały. Radość była przedczesna, bo uprzednio wrzuciły go do kuwety, z której wydostały wszystko, poza sznurkiem. Z powodu słabej znajomości tak zwanych wyrazów, powtórzyłam je kilkakrotnie z silną intonacją, ciepnęłam zmiotkę i szufelkę, co książatka ucieszyło, mogły się na niej huśtać, wywołując dźwięki, od których zaczęła mi pękać powiększona do rozmiaru baniaka głowa. Położyłam szmatę na oczy, włożyłam zatyczki do uszu, czopek we wiadome miejsce i udałam się przeżywać arystokratyczną dolegliwość. Gdy się obudziłam, zastałam sielanowy obrazek. Żwirek zakryty mokrym dywanem i całą trójkę z niewinnymi minami, śpiącą na nim w rozkosznych pozycjach. Zawyłam, na co obudziły się lekko zdziwione. Może ktoś chce rozkoszny trójpak?
