Byliśmy u weta.
Misia ogromnie się zestresowała podróżą i badaniem, ale przeżyła.
Tylko krwi nie chciała oddać. Jak już parę kropel skapło, to zaraz skrzepło. Została bardzo pokłuta, zanim udało się utoczyć minimalną ilość.
Prawie wszystkie węzły chłonne ma napuchnięte. Oprócż tego guz sutka (a. gruczołu mlekowego). Pęcherz pusty! Jelita też. Nie gorączkuje.
Zmiany osłuchowe (świsty) nad płucami. Ciężki oddech – ale to może to być od powiększoneych węzłów (mnie też się wydaje, że one ją przyduszają).
Wetka na koniec badania stwierdziła, że faktycznie jest bardzo stara. Misia zawsze miała dziwne oczy, okazuje się, że ma zaćmę...
I jest jakiś podejrzany twór w jamie brzusznej

To prawdopodobnie ten "kamień", który ja wyczułam.
Wetka palpacyjnie wcześniej go nie wyczuła, dopiero gdy wyszedł na usg. Robił je inny wet, wetka badająca Misię towarzyszyła.
I sobie komentowali, a ja słuchałam. I niewiele z tego wiem, podobnie chyba jak oni...
"Nie ma nerek.... Co tu to jest...? Tu coś jest.... Jest nerka.... Ale jakaś dziwna... Przesuwa się, i dlatego jej nie było.... Coś z nerką.... No i tu coś jest...." I tak dalej w ten deseń.
W każdym razie nie ma ropomacicza (raczej). Ten twór to może być zwapniała nerka albo guz na nerce. Wetka bierze też pod uwagę guz na śledzionie (nie było jej widać na usg).
A może już po prostu rozsiany nowotwór.
A teraz najlepsze – czyli wyniki krwi. Jeszcze nie wszystkie – test na białaczkę będzie jutro, bo umówiłam się z wetką, że nie będa robić, jeśli okaże się, że inne parametry, zwłaszcza nerkowe, jednoznacznie wskażą przyczynę. Otóż Misia ma wszystkie wyniki w normie!

Tylko wskaźniki wątrobowe podwyższone– ale nieznacznie.
Leukocyty 12 tys. Ale ponieważ wetka twierdzi, że mimo to białaczka jest możliwa, poprosiłam o zrobienie testu, wynik będzie jutro.
Pytałam o możliwość operacji: w tym stanie Misia prawdopodobnie by jej nie przeżyła. Ale mogę zaryzykować – chirurg jest jutro, a potem dopiero w środę.
Misia dostała dużo zastrzyków: antybiotyk, przeciwbólowy, witaminy, przeciwzapalny, Lydium, moczopędny. Zostawiła troche moczu na stole u weta i na mojej ręce.
Po powrocie zjadła dwa kawałeczki kurczaka.
Przegromnie dziękuję Ryśce, która dała Misi szansę, ale też Szymkowej, Carmelli, Sydney...
Podobno umiem pisać, ale w takich chwilach... klawiatura wysiada... mowa też.
----